"Światła, ujęcie, retusz" na biurku blogera [recenzja książki]
30.05.2012 10:53, aktual.: 26.07.2022 20:32
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ostatnio na moje biurko trafiła książka "Światła, ujęcie, retusz" znanego i lubianego autora Scotta Kelby'ego. Czy warto dodać tę pozycję do swojej fotograficznej biblioteczki?
Dzięki uprzejmości wydawnictwa Helion miałem okazję przeczytać wspomnianą książkę, której tematyka jest bardzo w moim stylu - sesje studyjne i ich obróbka, dużo zagadnień sprzętowych, różne ustawienia lamp, wiele modyfikatorów. Dokładnie to, co lubię :)
Kim jest Scott Kelby? To przede wszystkim redaktor naczelny i wydawca magazynu "Photoshop User", gospodarz podcastu o tej samej nazwie i współprowadzący serwis D-Town TV. Jego książki to Photoshop, Photoshop i jeszcze raz Photoshop - nie bez powodu, bo Scott jest dyrektorem warsztatów Adobe Photoshop Seminar Tour, jak również współzałożycielem i przewodniczącym NAPP. Sporo tego, prawda?
Książka podzielona jest na trzy części. W pierwszej Scott nieco tłumaczy się czytelnikom, dlaczego używa takiego, a nie innego sprzętu. Tu pojawiają się również pierwsze wskazówki na temat tzw. workflow, opis sprzętu używanego przez autora i generalny opis systemu jego pracy. Podoba mi się, że również udziela wskazówek dotyczacych budowania własnego studio i pierwszych kroków.
Następna część to typowy opis sesji. Śmiałem się do siebie, że mamy ze Scottem podobną pracę - robimy zdjęcia i opisujemy je na łamach blogów czy książek. W sumie w książce jest dwanaście sesji, które opisane są w sposób absolutnie kompleksowy, od pomysłu do ostatnich szlifów w Photoshopie. Za to należy się duży plus, bo dzięki temu czytelnicy otrzymują gotowy sposób na wykonanie konkretnego zdjęcia.
Autor używa markowego sprzętu - głównie Nikona, ale również Canona i oświetlenia Elinchrom. Podoba mi się to, że w pierwszej części zaznaczył, że podobne zdjęcia można wykonać przy użyciu wielokrotnie tańszego sprzętu, oraz to, że używa lamp kompaktowych, a nie generatorów. Mimo że generatory są oczywiście lepsze, to wielu początkujących adeptów fotografii nie może sobie na nie pozwolić. Używane w sesjach modyfikatory to również żadna czarna magia, typu parasole sferyczne, soczewki Fresnela czy inne, trudno dostępne i bardzo drogie. Dzięki temu łatwo przełożyć to na bardziej popularny w Polsce sprzęt Elfo czy Quantuum.
Podoba mi się również fakt, że autor nieco odsłania swój warsztat, z czego mogą czerpać nieco bardziej doświadczeni fotografowie, którzy niekoniecznie opanowali studio. Podłączanie komputera do aparatu, używanie szarej karty i inne "sztuczki" może nie przełożą się na rezultat sesji, ale z całą pewnością uczynią pracę bardziej efektywną.
Co ciekawe, Scott każdą z sesji zrobił przy użyciu zarówno lamp studyjnych, jak i systemowych, stosując te same modyfikatory.
Minusy? W moim odczuciu same zdjęcia prezentowane w książce nie są zbyt ciekawe. Kolejną rzeczą jest niekiedy zbyt nachalna obróbka, w której autor dodaje np. odbicie nocnego miasta w okularach (ale czy ja powinienem oceniać tak utytułowanego autora, który Photoshopem zajmował się, kiedy ja kończyłem piąty rok życia?). Nie lubię również prezentowania produktów, które nie są dostępne na polskim rynku, ale cóż - amerykańskie książki tak mają.
Po przeczytaniu tej książki nie ma miejsca na wymówki - wszystko podane jest jak na tacy. Nic, tylko fotografować! Książka kosztuje 59 zł, co wydaje się rozsądną propozycją za tak kompleksową pracę, która może zainspirować, ale przede wszystkim zmotywować do działania. Polecam!