Tryb manualny – profesjonalizm czy przeżytek. Kiedy go używać?
Każdy, ale to każdy fotograf słyszał, że musi używać trybu manualnego. Czy w dobie postępującej technologii naprawdę świadczy o profesjonalizmie? Czy może to po prostu utrudnianie sobie życia? Pomyśl, gdy następnym razem najdzie cię na ustawienie koła trybów PASM na literę ”M”.
11.02.2020 | aktual.: 11.02.2020 10:54
”M” nie znaczy ”Mistrz”
Tryb manualny to ustawienie aparatu, w którym możemy ręcznie przestawić każdy parametr ekspozycji: czułość ISO, przysłonę, czas naświetlania, balans bieli, profil kolorystyczny aparatu, zapis w JPEG lub plikach RAW i wiele innych. Jest on oznaczony literą ”M” na kole nastaw trybów aparatu PASM.
W świecie fotografów utarł się mit, że ”prawdziwy fotograf” używa tylko trybu manualnego i to świadczy o doskonałości jego warsztatu oraz znajomości zasad poprawnego ustawiania ekspozycji. Właściwie tak nie jest. Mimo tego, że pierwszy aparat z automatyką ustawiania ekspozycji i selenowym światłomierzem wyszedł w 1938 roku (Super Kodak Six), mniej więcej do lat 70 XX wieku, po prostu nie było popularnych aparatów z trybami półautomatycznymi lub automatycznymi. Osoba obsługująca aparat zwyczajnie w świecie musiała wiedzieć co, do czego służy.
Tryby półautomatyczne są bardzo wygodne
Tryb manualny warto stosować podczas nauki fotografowania, by zrozumieć, jak ustawiać poprawną ekspozycję i jak na zmiany parametrów reaguje aparat. Czy warto się męczyć i kombinować, skoro mamy tryby półautomatyczne? Według mnie nie, ale wiele zależy od scenariusza fotografowania.
Współczesne lustrzanki, bezlusterkowce a nawet aparaty kompaktowe w większości są wyposażone w tryby: preselekcji przysłony, preselekcji czasu i tryb Program. Pierwszy ustawia czas do dobrej czułości i przysłony, drugi dobiera przysłonę do czułości i czasu, a trzeci dobiera czas i przysłonę do wartości ISO, chociaż warto pamiętać o trybie Auto ISO.
Kiedy fotograf już pozna zależności między 3 podstawowymi parametrami ekspozycji – czasem naświetlania, przysłoną oraz czułością ISO – śmiało może zacząć bawić się trybami półautomatycznymi, trybami pomiaru światła oraz kompensacją ekspozycji. Wielu profesjonalistów, zwłaszcza fotografów prasowych, gdzie nie ma miejsca na błędy, korzysta z preselekcji czasu podczas szybkich akcji - podobnie jak fotografowie sportowi. Czy to ujmuje im profesjonalizmu? Zdecydowanie nie.
Jak aparat mierzy światło?
W większości aparatów cyfrowych, niemal pewne jest to, że spotkamy 2 tryby mierzenia światła: matrycowy oraz centralnie ważony. W zaawansowanych aparatach pojawia się jeszcze tryb pomiaru punktowego, a w niektórych tryb pomiaru światła z całego sensora (Sony) oraz tryb mierzenia na światła (Highlights).
Tryb pomiaru matrycowego sprawi się, gdy cała scena jest oświetlona równomiernie. Z powodzeniem znajdzie zastosowanie podczas spaceru i ogólnych scen. W przypadku fotografowania miejsc, gdzie światło jest nierównomiernie rozłożone, aparat będzie próbował ujednolicić całą scenę, przez co biele nie będą białe, a szare – podobnie z czerniami. Jednocześnie tryb pomiaru matrycowego jest najbezpieczniejszy i łatwiej dzięki niemu uniknąć prześwietlonych i niedoświetlonych zdjęć.
Tryb pomiaru centralnie ważonego, uśrednionego dla całej sceny zbiera informacje z około 60 proc. od środka kadru. Jak przyjrzycie się wizjerom w lustrzankach, mają one często okrąg na środku – właśnie on pokazuje, z jakiego obszaru aparat będzie mierzył światło. Sprawdza się przy kompozycjach centralnych – nie ma w nim nic specjalnego.
Tryb pomiaru punktowego jest dużo bardziej dokładny. W tym przypadku aparat zbiera informacje o naświetleniu zaznaczonego punktu, który potrafi wynosić nawet około 2 proc. kadru. W zależności od aparatu, punkt ten może być sprzężony z wybranym punktem autofokusa lub na stałe być ustawiony na środku. W tym przypadku polecam wyposażyć się w szarą kartę, która ma za zadanie oddać 18-procentową szarość (odcień jasnej skóry przy fotografii czarno-białej). Pomiar wykonany na planszy pozwoli otrzymywać powtarzalne i przewidywalne wyniki.
Warto zawsze pamiętać też o tym, że aparaty mierzą światło odbite, a nie padające, więc pomiar ekspozycji będzie różnił się w zależności od tego, na jakim obiekcie ustawimy aparat. Błędny pomiar na ciemnych partiach obrazu może skutkować prześwietleniem, natomiast błędny pomiar na jasnych partiach – niedoświetleniem. Z pomocą tutaj przychodzi umiejętność czytania histogramu lub podgląd ekspozycji w wizjerze elektronicznym lub na ekranie.
Jeśli poznamy już tryby pomiaru światła w naszym aparacie i wiemy, jaką scenę będziemy fotografować – warto sięgnąć po opcję kompensacji ekspozycji, czyli świadome nakazanie aparatowi mierzenia światła ciemniej lub jaśniej. Jeśli ustawimy tę opcję przykładowo na -2EV, aparat będzie dokonywał pomiaru sceny w wybranym trybie na ciemniejszą o 2 działki przysłony ciemniej niż ”ekspozycja zerowa”. Analogicznie – przy ustawieniu na +2EV, aparat sprawi, że pomiar będzie jaśniejszy.
Kiedy warto stosować tryb manualny?
Tryb manualny przydaje się tak naprawdę w niewielu przypadkach. Poniżej wytłumaczę wam na 3 konkretnych scenariuszach, kiedy ja wykorzystuję tryb manualny.
Pierwszym z nich jest studio, gdzie fotograf może mieć kontrolę nad każdym aspektem fotografowanej sceny i potrzebuje bardzo powtarzalnych wyników. Ja wtedy mierzę światło padające zamiast odbitego, by na ekspozycji mieć zawsze dobrze odwzorowaną jasność skóry fotografowanej osoby. Czas, który ustawiam wynika z ograniczenia sprzętu (nie mam wyzwalacza HSS, ani centralnej migawki w bezlusterkowcu), a przysłona to moje widzimisię związane z zabawą głębią ostrości oraz ograniczeniem możliwości lampy błyskowej. Czułość zawsze ustawiam na najniższą natywną (w przypadku mojego Sony A7 III jest to ISO 100). Dzięki temu wiem, ze każde zdjęcie, które zrobię będzie dobrze naświetlone, a efekt w przypadku kolejnych sesji w tym samym miejscu, z tymi samymi ustawieniami, będzie powtarzalny. Sprawdza się to bardzo dobrze w długoterminowych projektach, gdzie dążenie do spójnej estetyki jest ważne.
Drugim scenariuszem jest sesja fotograficzna w plenerze z wykorzystaniem lampy błyskowej. Traktuję wtedy plener, jak studio, chociaż muszę wziąć pod uwagę zmienne światło zastane. Gdy robi się ciemniej, lubię kontrolować poziom naświetlenia ręcznie, a jako że nie korzystam z lamp błyskowych z systemem pomiaru światła TTL, muszę sobie radzić. Oczywiście z powodzeniem można korzystać z lamp z pomiarem światła TTL, gdzie aparat przekaże informacje do lampy, a te błysną z taką mocą, z jaką zdefiniuje to algorytm – to bardzo wygodne rozwiązanie, jednak po prostu drogie.
Trzecim przypadkiem, gdy korzystam z trybu manualnego są głównie koncerty oraz imprezy klubowe, gdzie światło jest nieprzewidywalne, a automatyczny tryb pomiaru po prostu wariuje. W momencie, gdy wciskam spust migawki do połowy i mam zablokowany pomiar – nie wiem, co się wydarzy. Gdy nagle światło zgaśnie, a za chwilę będzie błyskał stroboskop – pomiar po prostu zwariuje, a ja nie będę miał żadnego dobrze naświetlonego zdjęcia. Wtedy przełączam się w tryb manualny, ustawiam krótki czas otwarcia migawki i szerzej otwartą przysłonę i bawię się w zgadywanie odpowiedniej czułości ISO, a później wprowadzam dodatkowe korekty czasu naświetlania.
W innych przypadkach, zupełnie bez wstydu i z pełną świadomością, korzystam z trybów półautomatycznych – głównie z trybu preselekcji przysłony z wprowadzonym ograniczeniem czasu naświetlania do 1/125 sekundy. Przeważnie ustawiam czułość ręcznie, ale od jakiegoś czasu stosuję również tryb Auto ISO – również z ograniczeniem czasu do 1/125 s. Balansem bieli w zasadzie się nie przejmuję, bo ustawiam go później dla serii zdjęć w Lightroomie. Jednak do takiej swobody koniecznie jest korzystanie z zapisu RAW, czyli rejestrowania surowego zapisu z matrycy światłoczułej, który umożliwia bardziej elastyczne stosowanie zmian, niźli pliki JPEG.
Słowem zakończenia chcę tylko zauważyć, że nie musimy na każdym kroku podkreślać, jak wielkimi profesjonalistami jesteśmy, a po prostu korzystać z tego, co daje nam współczesna technologia. Grunt, by robić to świadomie, a nie zastanawiać się, dlaczego aparat za kilkanaście tysięcy złotych robi za ciemne zdjęcia.