Wleciał dronem do wulkanu i już nie wyleciał. To musiało się w końcu stać
Popularność nagrywania aktywności wulkanów na Islandii od jakiegoś czasu skoczyła w górę. Bjorn Steinbekk, o którym ostatnio pisaliśmy, postanowił ponownie zaryzykował. Tym razem jego dron nie wyszedł bez szwanku. Właściwie to w ogóle nie wyszedł tudzież nie wyleciał…
Bjorn Steinbekk jest pasjonatem filmowania dronem. Po tym, jak w połowie marca 2021 roku ożywił się jeden z wulkanów na Islandii, dronem do wulkanu. Wówczas mało co nie stracił drona, który podleciał zbyt blisko gorejącej lawy. Po jego przypadku widać, że człowiek na błędach się nie uczy, a filmowiec chciał przekroczyć kolejna granicę. No i przekroczył… bezpowrotnie.
Miłośnik dronów z Reykjaviku chciał pokazać ludziom na świecie, jak wygląda wulkan z bliska. W tym celu wziął swojego DJI Mawika 2 Pro i wleciał nim prosto w bulgocącą otchłań stopionych metali. Zanim urządzenie przestało funkcjonować, nagrało zjawiskowe zbliżenie lawy. Takie którego jeszcze nigdy nie widzieliśmy.
When you fly a drone into active crater!
Temperatura wewnątrz krateru wynosiła ponad 1200 stopni Celsjusza. Mimo tego jednak, Bjorn był w stanie operować dronem, a ten ciągle przesyłał obraz. Udało mu się ustawić kamerę w dół, by jak najlepiej pokazać to, co dzieje się pod śmigłowcem. Oczywiście maszyna nie wytrzymała długo, ponieważ jest w większości zbudowana z tworzywa sztucznego i metalu, więc po prostu się stopiła, ale było warto.
Oprócz pokazania nam tego, jak wygląda wnętrze wulkanu, poświecenie sprzętu Steinbekka zwraca uwagę na coś jeszcze. Mimo tego, że drony nie są przystosowane do takich zadań, to nawet te dostępne na rynku potrafią całkiem sporo wytrzymać. Miejmy nadzieję, że Mavic Bjorna trafił do fotograficznego nieba.