6 starych aparatów, które są wciąż warte uwagi
Wasz budżet nie urósł równie szybko, co ceny sprzętu fotograficznego w ciągu ostatnich kilku lat? Spokojnie, wciąż możecie kupić niezły aparat w cenie niższej, niż nowy iPhone. W tym technologicznym gąszczu wyszperałem kilka nieco starszych modeli, które nadal są warte uwagi, ale nie kosztują fortuny i są dużo tańsze od swoich następców.
10.10.2017 | aktual.: 26.07.2022 18:18
Cena: ok. 4000 zł
Pamiętam zachwyt nad nowymi pełnoklatkowymi bezlusterkowcami Sony A7, które testowałem jesienią 2012 roku w Kotlinie Kłodzkiej, fotografując wypasione samochody sportowe pędzące górskimi, krętymi szlakami. Tak, A7 ma aż 5 lat, a w tym czasie nie tylko doczekał się następcy, ale też otrzymał całą rodzinę z profesjonalnym modelem A9 na czele. I mocno potaniał. Obecnie Sony A7 można jeszcze kupić w cenie ok 3500-4000 zł za sam korpus. To koszt flagowego smartona.
Mocnym punktem Sony A7 jest jego pełnoklatkowa matryca EXMOR CMOS o rozdzielczości 24 megapikseli. To zaktualizowana matryca znana z Sony A99. Oba aparaty wykorzystują nowy procesor BIONX X, który umożliwia robienie zdjęć seryjnych na poziomie do 5 kl./s, pracę z czułością w zakresie ISO 100–25600 (rozszerzalne do ISO 50 i 51200), nagrywanie filmów Full HD (1920 × 1080 50p/25pi). Sensor gwarantuje naprawdę piękny obrazek i dobrze radzi z oddaniem szumów czy detali, nawet jak na standardy z 2017 roku.
Z drugiej strony, już 5 lat temu, w czasie pierwszych testów, na jaw wyszły wady aparatu. Autofokus jest dosyć wolny, nie zawsze skuteczny. Ergonomia wymaga dopracowania, wizjer elektroniczny smuży, a bateria starcza na wykonanie ledwie ok. 200-250 zdjęć. Jeśli jednak nie potrzebujecie szybkiego sprzętu i zainwestujecie w kilka dodatkowych akumulatorów to Sony A7 może okazać się świetną inwestycją. A7 polecam do statycznych zdjęć, portretów czy fotografii krajobrazowej, a także do eksperymentowania ze starymi obiektywami. Po podłączeniu przejściówki możecie otwiera się przed wami zupełnie nowy świat - tanich, często pięknych optycznie obiektywów sprzed lat. W tej cenie trudno o lepszy pełnoklatkowy aparat.
Cena: ok. 5500 zł
Dość powiedzieć, że według niektórych testów, Canon EOS 6D oferuje jakość obrazka na poziomie porównywalnym lub nawet odrobinę wyższym, niż jego następca - Canon EOS 6D Mark II. Ma praktycznie identyczne wymiary, wagę, baterię, wizjer, Wi-Fi, GPS i świetną ergonomię, której nie znajdziecie w bezlusterkowcach. No i do tego pełna klatka. EOS 6D ma matrycę CMOS o rozdzielczości 20,2 megapikseli oraz procesor obrazu Digic 5+. Wprawdzie oba aparaty mają inne matryce, ale w praktyce naprawdę dużych różnice w jakości obrazu nie ma. Może nie jest to jakość gwarantująca wysokie pozycje w rankingu DxO, ale trudno powiedzieć, że aparat robi zdjęcia kiepskiej jakości. Wciąż można z niego wycisnąć całkiem sporo. A to wszystko tylko za ok. 5500 zł, czyli ponad 2500 zł taniej, niż jego następca.
Oczywiście, EOS 6D ma też swoje wady - głównie przecięty 11-punktowy AF z zaledwie jedenastoma punktami (jeden krzyżowy), praktycznie nieużyteczny AF w trybie Live View, dużo gorszy ekran. Jeśli jednak potrzebujecie pełnoklatkowej lustrzanki z bogatym systemem obiektywów w cenie nowego iPhone'a X to Canon EOS 6D powinien być ciekawą propozycją.
Cena: ok. 5500 zł
Jeszcze bardziej interesującą ofertą może być Nikon D610 - bezpośredni rywal Canona EOS 6D. Lustrzanka w niedużym korpusie oferuje pełnoklatkową matrycę CMOS w formacie FX o rozdzielczości 24,3 mln pikseli oraz wydajny procesor EXPEED 3, znany z modelu Nikon D4. Takie połączenie pozwala na pracę z czułością w zakresie ISO 100 do 6400, z możliwością rozszerzenia do zakresu ISO 50 – 25 600, a także prędkość zdjęć seryjnych do 6 kl./s.
Nikon D610 to w zasadzie kopia modelu D600, tylko z ulepszonym zespołem migawki i delikatnie zwiększoną wydajnością. W praktyce mamy tu aparat z technologią sprzed ponad 5 lat. Mimo to lustrzanka oferuje nadal bardzo dobrą jakość obrazu - wyższą niż Canon EOS 6D. Ma też przyjemny, uszczelniony korpus z przemyślaną ergonomią, wysokiej jakości ekran LCD, podwójne gniazdo kart pamięci SD. To wciąż sensowny sprzęt w tej cenie. Szczególnie, że nie ma bezpośredniego następcy, a model D750 jest od niego droższy o dobre 2000 zł. Jeśli szukamy względnie taniej pełnej klatki w stajni Nikona to praktycznie nie mamy innego wyboru.
Cena: 3700 / 3100 zł
Przejdźmy do nieco niższej klasy aparatów. Zaprezentowany niedawno Nikon D7500 kosztuje nieco ponad 5100 zł, jednak z obiektywem 18-105 mm to już wydatek ponad 7000 zł. To naprawdę dużo, jak na amatorską lustrzankę z matrycą APS-C. Oczywiście D7500 oferuje naprawdę sporo - ma wszystkie nowe technologie Nikona i wiele elementów bazujących na profesjonalnym D500, w tym matrycę i procesor. Jeśli jednak masz ograniczony budżet, nie możesz sobie pozwolić na D7500 i zależy ci na lustrzance APS-C Nikona to modele D7200 i D7100 mogą być interesującą alternatywą.
Przy założeniu, że oszczędzamy to myślę, że lepszym rozwiązaniem będzie wybór Nikona D7100, który kosztuje ok. 3100 zł za sam korpus. Jego następca jest wyceniany na ok. 800 zł więcej, a oferuje niewiele więcej - nieco usprawniony AF, szybszy o 30 proc. procesor, nieco większą pojemność bufora pamięci aparatu czy Wi-Fi oraz NFC. Poza tym oba aparaty mają świetny, dopracowany korpus, bardzo dobrą 24,2-megapikselową matrycę APS-C, bez filtra dolnoprzepustowego, 51-polowy system AF (w tym 15 pół krzyżowych), osiąga szybkość 6 kl./s,
Cena: ok. 2000 zł
Sony ma w swojej ofercie aż trzy bezlusterkowce w tej serii: A6500, A6300 oraz najstarszy A6000. Ten ostatni to sprzęt już nieco leciwy, ale wciąż oferujący naprawdę sporo. Szczególnie za ok. 2000 zł lub ok. 2400 z obiektywem kitowym.
Sony A6000 wyróżnia się dopracowanym wykonaniem, niedużym korpusem, wygodną obsługą i bardzo szybkim autofokusem. Mocnym punktem jest też 24-megapikselowa matryca Exmor APS HD CMOS w rozmiarze APS-C, która gwarantuje wysoką jakość zdjęć. Szkoda, że tryb seryjny jest tłumiony przez powolny bufor, który unieruchamia aparat. A6000 nie ma rozwiniętych funkcji filmowych i nie oferuje filmów 4K, a jedynie Full HD. Jest to zatem raczej propozycja dla fotografów, a nie osób zajmujących się filmami. Jeśli spełniasz ten warunek, a potrzebujesz niedużego aparatu w niedużym budżecie i matrycą APS-C to Sony A6000 jest świetnym kandydatem.
Cena: ok. 2500 zł
Jest nieduży, stylowy, ma niezłą ergonomię, dobry AF i przede wszystkim świetną matrycę APS-C i kosztuje o dobre 1500-2000 zł mniej, niż jego następca X-T20. Tak, różnica jest prawie dwukrotna. Fujifilm X-T10 można obecnie kupić za ok. 2500 zł za sam korpus lub za ok. 3000 zł za zestaw z obiektywem 16-50 mm. Fujifilm X-T10 to również leciwy sprzęt, ale zarazem sensowna alternatywa dla Nikona D7100 czy Canon EOS 70D - dużo większych, cięższych lustrzanek.
Cechą wyróżniającą Fujifilm X-T10, jak i inne aparaty serii X, jest matryca. 16-megapikselowy sensor APS-C X-Trans CMOS II gwarantuje zdjęcia o wysokiej jakości, ze stosunkowo małą ilością szumów, dobrym oddaniem detali i przede wszystkim piękną plastyką i barwami. Świetnie sprawuje się też nowy hybrydowy autofokus, który działa szybko i skutecznie nie tylko w statycznych sytuacjach, ale dobrze radzi sobie również ze śledzeniem szybko poruszających się obiektów czy ustawieniem ostrości na twarzy i oku fotografowanej osoby. Z drugiej strony X-T10 nie radzi sobie z szybkim wybudzaniem, a tryb filmowy raczej nie przypadnie do gustu bardziej zaawansowanym użytkownikom. No i wydajność na akumulatorze, jak w każdym bezlusterkowcu, jest dosyć słaba w porównaniu do lustrzanek.
Jeśli zatem masz ograniczony budżet, w okolicach wartości flagowego smartfona dwa lata temu, a potrzebujesz stylowego, niedużego aparatu, który oferuje świetną jakość zdjęć to Fujifilm X-T10 jest naprawdę sensownym wyborem.
Uważacie, że do tej listy należy dopisać więcej aparatów? Dajcie znać i stworzymy kolejną.