Dwa oblicza awantury o 75 dolarów

Zespół Alter Bridge, założony przez gitarzystę Creeda, chcąc zaoszczędzić garść zielonych, wpakował się w prawdziwą PR-ową katastrofę. Administracja facebookowego profilu grupy ocenzurowała wypowiedzi anonimowego fotografa oburzonego nieupoważnionym wykorzystaniem jego zdjęcia, a także komentarze popierające go. Sprawa może jednak być nieco bardziej skomplikowana, niż się wydaje na pierwszy rzut oka.

Press shot zespołu Alter Bridge (©Ashley Maile)
Press shot zespołu Alter Bridge (©Ashley Maile)
Piotr Dopart

Wszystko zaczęło się od jednego kadru pochodzącego z niezidentyfikowanego koncertu. Autor fotografii uchwycił na niej wizerunek gitarzysty grupy, Marka Tremonti, a następnie umieścił w Sieci. Nie wiadomo, w jakim charakterze fotograf pojawił się na koncercie - czy był członkiem oficjalnej obsługi, czy był tam prywatnie jako fan, czy może wykonywał fotografie na podstawie wejściówki prasowej. Wiemy jedynie, że zdjęcie zostało umieszczone w Internecie wraz ze znakiem wodnym autora. Na profilu AB pojawiło się przycięte, pozbawione informacji o copyrightach.

Jak trafiło na wall kapeli? Według informacji zamieszczonej przez admina profilu zostało ono przysłane mailem przez osobę trzecią na oficjalny adres. Nie sposób dociec, czy już wtedy było wykadrowane, tak aby nie uwzględniać informacji o prawach autorskich, czy też obróbkę wykonał jeden z przedstawicieli Alter Bridge. W każdym razie fotografia posłużyła do promowania solowego projektu Tremontiego - na timeline trafiła w formie "ilustracji" do linku do iTunes.

Jako że komercyjnego wykorzystania nijak nie da się określić mianem tzw. dozwolonego użytku, fotograf skontaktował się z zespołem z prośbą o uiszczenie opłaty. Jej wysokość wydaje się śmieszna, jeśli weźmiemy pod uwagę wyniki sprzedażowe albumów grupy i orzekane kary za nieupoważnione wykorzystanie zdjęć, ale te 75 dol. okazało się najwyraźniej nie do udźwignięcia dla budżetu AB. Co więcej, fakt skasowania zdjęcia opatrzony został dość bezczelnym komentarzem admina strony:

Przepraszamy, ale musieliśmy skasować zdjęcia Marka. Dostaliśmy maila od fotografa, który chciał nas skasować na 75 dol. za publikację. Nie musimy chyba mówić, że odmówiliśmy. Wrzućcie fajne zdjęcie Marka na naszą stronę, wykorzystamy je jutro!

Uwaga sprowokowała dwojakie reakcje. Część najbardziej radykalnych fanów zareagowała słowną agresją pod adresem fotografa, zarzucając, że to on powinien zapłacić kapeli za "darmową promocję". Reszta komentujących uznała odmowę i jej formę za niepoważną - wall zapełnił się ripostami, takimi jak:

Znalazłam Waszą muzykę na iTunes i kazali mi za nią zapłacić... Nie muszę chyba mówić, że odmówiłam...

Dość oczywiste, że osoba odpowiedzialna za serwisy społecznościowe nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Wtedy też popełniła swój drugi błąd, czyli zaczęła kasować niepochlebne komentarze i banować ich autorów. Oczywiście, była to musztarda po obiedzie - zrzuty ekranowe dyskusji przed pocięciem trafiły na Reddita, wraz ze stosownym komentarzem ze strony wrzucającego.

Niestety, niejasny (czy wręcz nieznany) status prawny fotografa komplikuje nieco sprawę i nie pozwala na ocenę szans na wygraną w ewentualnym procesie, a także ewentualnym kontrpozwie o nieupoważnione wykorzystanie wizerunku. Rozwiązania w zakresie ochrony praw autorskich i ochrony wizerunku są zgoła inne niż w Polsce.

Na naszym gruncie prawo jednoznacznie określa, że fotografować można osoby publiczne podczas publicznych czynności, np. otwartych wieców, darmowych koncertów itp. Oznaczałoby to, że jeśli fotograf nie ma oficjalnej zgody organizatora koncertu komercyjnego, nie wolno mu opublikować zdjęcia.

Amerykańskie prawo działa nieco inaczej. Oprócz prawa autorskiego w USA kwestie publikacji wizerunków innych osób regulują tzw. publicity rights (znane także jako personality rights). W przeciwieństwie do tych pierwszych PR nie są regulacjami federalnymi, ale stanowymi, co w praktyce oznacza, że różnić się mogą w zależności od regionu. Jeśli doliczyć do tego fakt, że amerykańskie orzecznictwo opiera się na precedensie, otrzymujemy całkiem niezły miszmasz.

Przykładem, jak sprawdza się to w praktyce, była sprawa Tiger Woods kontra Jireh Publishing z 2003 roku, gdy orzeczono, że malarski wizerunek golfisty nie narusza praw osobistych ani też jego zastrzeżonych znaków towarowych - autora ochroniła w tym przypadku osławiona Pierwsza Poprawka do amerykańskiej konstytucji, zabezpieczającą wolność słowa. Mniej szczęścia miała sieć Best Buy, która dosłownie miesiąc wcześniej w tym samym roku została zaskarżona przez obsadę serialu "Rodzina Soprano" o nieautoryzowane wykorzystanie wizerunku.

Najświeższą sprawą, która może mieć przełożenie na prawa do wykorzystania wizerunku - a więc i pewne powiązanie z awanturą z Alter Bridge - jest proces Nussenzweig kontra DiCorcia. Philip-Lorca diCorcia jest fotografem ulicznym współpracującym z Pace/MacGill Gallery. Erno Nussenzweig jest bohaterem zdjęcia wykonanego podczas spaceru na Manhattanie.

Nussenzweig powoływał się na sekcje 50. i 51. nowojorskiego prawa cywilnego, które zabraniają wykorzystania wizerunku do celów reklamowych i handlowych bez pozwolenia. DiCorcia argumentował z kolei, że skuteczne powództwo oznaczałoby ograniczenie wolności "ekspresji artystycznej"; czyli znów obrona przebiegała na bazie Pierwszej Poprawki.

W 2006 roku nowojorski sąd orzekł, że fotograf jest upoważniony do eksponowania, publikowania i sprzedaży fotografii bez upoważnienia ze strony osób na nich występujących. Sprawa nie znalazła ostatecznego rozwiązania do roku 2007, gdyż Nussenzweig od wyroku apelował. Kolejni sędziowie podtrzymywali jednak wyroki poprzednich instancji. Na marginesie, ciekawe, jak w tym świetle rozwiąże się sprawa ze sprzedażą kolekcjonerskich odbitek.

Wracając do głównego wątku, mimo tak obiecującego wyniku powyższej sprawy, mając na uwadze ogrom komplikacji, jakie może przynieść drążenie, jest całkiem prawdopodobne, że autor zdjęcia po prostu odpuści - jedyne, co pozostanie po całej sprawie, to ogromny niesmak, być może bojkot Marka Tremontiego i jego projektów ze strony części fotografów, a także kilka setek zniechęconych fanów. Czyżby najgorzej zaoszczędzone 75 dolarów świata?

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)