Fujifilm X‑M1 – szturm na bezlusterkową konkurencję [test]
Fujifilm X-M1 to pierwszy pozbawiony wizjera bezlusterkowiec japońskiego producenta, mający trafić głównie do bardziej wymagających amatorów. Czy ma na to szanse?
30.09.2013 | aktual.: 26.07.2022 20:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Budowa i obsługa
Fujifilm, znany głównie z produktów premium, postanowił zawalczyć na polu tańszych aparatów. Fuji X-M1 trafił do mnie przed wyjazdem w Polskę. Przetestowałem go głównie pod kątem codziennego fotografowania w różnych warunkach oświetleniowych. Nowy Fuji będzie walczył przede wszystkim z bezlusterkowcami ze średniej półki, takimi jak Olympus PEN E-PL5, Panasonic G3/GX1, Nikon 1 V3, Samsung NX300 czy Sony NEX 5R, ale również z lustrzankami – Canonem 700D i Nikonem D5200.
Budowa i obsługa
Obudowa X-M1 zrobiona jest z niezłej jakości gładkiego plastiku, w dużej części pokrytego dość twardą gumą o mocno zaznaczonej fakturze. Aparat dobrze leży w dłoni, choć drażni śliskie miejsce na kciuk. Wolałbym, aby było ono pokryte gumą. Korpus waży 330 gramów z baterią, jest więc stosunkowo lekki, ale nie sprawia wrażenia tandetnego czy kiepsko wykonanego. Na tle większych braci aparat wygląda świetnie. Jego stylistyka idzie w kierunku retro, co mnie osobiście się podoba. Jest mniej nachalna i ponadczasowa, podczas gdy pierwsze Sony NEX-y wyglądają przestarzale.
Na górnej ścianie znajduje się lampa błyskowa, gorąca stopka, spust migawki otoczony włącznikiem, przycisk funkcyjny oraz koło trybów i nastaw. Na pierwszym z nich ulokowano rozdzielone tryby P/A/S/M i najczęściej używane sceny. Tarcza obraca się o 360 stopni z odpowiednim oporem – za to duży plus.
Tylną ścianę zajmuje głównie wyświetlacz, o którym więcej w dalszej części testu. Obok niego są m.in. 4 przyciski nawigacyjne z przypisanymi funkcjami, a także druga tarcza nastaw, znajdująca się nad miejscem na kciuk. Jej położenie wymusza obracanie od góry, co wymaga przyzwyczajenia, ale po dłuższym użytkowaniu jest naprawdę wygodne. Po zmianie odpowiednich funkcji tarczę należy wcisnąć jak przycisk, potwierdzając swój wybór.
Zaślepka na prawej ścianie aparatu kryje złącza USB i HDMI, a dolna złącze kart SD/SDHX/SDXC oraz gniazdo baterii, która wystarcza na zrobienie około 300 zdjęć. Niezły wynik.
Wielu osobom nie podoba się brak wizjera. Mnie ten brak nie przeszkadza, a jeśli ktoś potrzebuje wizjera, w ofercie marki Fujifilm znajdzie modele, które są w niego wyposażone.
Menu
Menu podzielone jest na 5 kart ustawień fotografowania i 3 karty konfiguracyjne (w trybie fotografowania). Wygląda ono ascetycznie, ale jest czytelne. Niestety, niektóre funkcje są źle opisane i nie ma możliwości rozwinięcia ich opisu, przez co instrukcja obsługi staje się niezbędna. Na szczęście większość podstawowych funkcji jest dobrze przetłumaczona i jasno opisana. Można także rozwinąć skrócone menu uruchamiane przyciskiem „Q“. Znajdują się w nim takie parametry, jak jakość, ISO czy ustawienia stabilizacji obrazu. Ogólnie menu jest nieźle zaprojektowane, ale brakuje mu finezji i dokładniejszych informacji o niektórych opcjach.
[solr id="fotoblogia-pl-78601" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/1417,olympus-tg2-test" _mphoto="tough-2-78601-251x168-2108683ad7.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]3130[/block]
Fotografowanie w praktyceWykonywanie zdjęć
Kadrowanie zdjęć umożliwia 3-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 921 tys. punktów. Ekran zamontowany jest na przegubie, dzięki czemu da się go odchylić o ponad 90 stopni ku górze i niespełna 90 stopni w dół. Wyświetlany obraz wiernie oddaje rzeczywisty wygląd zdjęcia, choć kolorystyka jest trochę bura. Szkoda również, że wyświetlacz nie jest dotykowy.
[solr id="fotoblogia-pl-77529" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/1455,sony-rx100-ii-test" _mphoto="sony-rx100-ii-studio28-7-4662606.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]3131[/block]
Na uwagę zasługuje niezły obiektyw standardowy 16-50/3.5-5.6. Ma on przede wszystkim lepszy zakres ogniskowych niż podstawowe 18-55, do tego wyposażony jest w cichy silnik AF i stabilizację obrazu. Jego właściwości optyczne to również wyższa półka, podobnie jak wykonanie.
Szybkość i wydajność
Aparat jest gotowy do pracy po około 2 s, a prędkość wykonywania zdjęć seryjnych wynosi 5,6 kl./s. Co ważne, to prędkość dostępna przy zapisie zarówno JPG, jak i RAW. Seria JPG-ów z pełną prędkością trwa niespełna 4 s, a przy zapisie RAW+JPG niecałe 2 s – przez 10 kadrów. Przy zapisie zdjęć aparat nie zamraża się i nadal umożliwia fotografowanie. Za to duży plus.
Autofokus
Autofokus działa dość szybko i bardzo celnie. Ustawienie ostrości w dobrych warunkach oświetleniowych trwa około 0,5 s, a w niemal całkowitej ciemności w ustawieniu tele niespełna 1,5 s. Aparaty Mikro Cztery Trzecie są szybsze, ale Fuji X-M1 nadrabia świetną celnością układu, który jest wspierany przez białą diodę. Szkoda tylko, że brak dotykowego wyświetlacza utrudnia wybór punktu. W trybie manualnej ostrości pomaga peaking, ale nie działa on podczas filmowania.
Funkcje dodatkowe
Fujifilm X-M1 to pierwszy bezlusterkowiec marki Fujifilm, w którym zastosowano technologię Wi-Fi. Widać niestety, że producent raczkuje w tej dziedzinie, bo skonfigurowanie połączenia w aplikacjach mobilnych graniczy z cudem. I iPhone, i iPad co chwilę zrywały połączenie, wyskakiwały błędy, a sama aplikacja Fujifilm Camera App jest nieintuicyjna i niestabilna. Kolejną wadą jest brak możliwości podglądu na żywo. Mam jednak nadzieję, że Fujifilm odrobi lekcję, podpatrzy, jakie rozwiązania wprowadzają Samsung czy Canon, i wypuści ulepszoną wersję aplikacji i firmware'u. Na razie Wi-Fi w X-M1 traktuję jako ciekawostkę i światełko w tunelu. Jego używanie zamiast ułatwiać pracę, utrudnia ją.
Ciekawą funkcją są filtry odwzorowujące filmy Astia, Velvia i Provia. Obrazek rzeczywiście przypomina zdjęcia robione na tych filmach. Do dziś doskonale pamiętam piękną kolorystykę Velvii, a filtry w X-M1 przywołują miłe wspomnienia.
FujiFilm X-M1 - test wideo
X-M1 obarczony jest efektem rolling shutter i morą, którą widać szczególnie na dachówkach i mozaikach namalowanych na poznańskich kamienicach. Poza tym obraz czasem migocze (zwróćcie uwagę na ostatnią scenę przy nagrywaniu miniatury ratusza). Inżynierowie Fuji powinni popracować nad funkcjami filmowymi w swoich aparatach.
Jakość zdjęć – szumy
Matryca zastosowana Fujifilm X-M1 to dobrze znany 16-megapikselowy CMOS X-Trans w rozmiarze APS-C. Sensory w tej technologii pozbawione są filtra dolnoprzepustowego, co pozytywnie przekłada się na ostrość zdjęć. Matryca pracuje w zakresie ISO 200-6400 z możliwością rozszerzenia o wartości L100, H12800 i H25600. Niestety, aby z nich skorzystać, należy przełączyć aparat w tryb zapisu JPG.
Jakość zdjęć to najmocniejsza strona X-M1. Do ISO 1600 szum praktycznie nie występuje. Przy wartości ISO 3200 widać delikatne ziarno, szczególnie w cieniach. Kolejna wartość również wypada bardzo dobrze. Widoczne zaszumienie nie przeszkadza z uwagi na jednorodną fakturę cyfrowego ziarna. ISO 12800 uważam za użyteczne, szum wciąż jest niewielki. Dopiero przy ISO 25600 staje się wyraźnie zauważalny i drażniący.
Jakość zdjęć – detale
Do ISO 6400 niemal wszystkie szczegóły na stuzłotowym banknocie są wiernie oddane. Wyższe wartości degradują szczegóły, ale nie radykalnie. Przy najwyższej czułości większe szczegóły zaczynają się zlewać, ale wynik i tak uważam za rewelacyjny.
Przykładowe zdjęcia
Zdjęcia wywołałem przy standardowych ustawieniach w Adobe Lightroom 5, jeśli zostały wykonane w formacie JPG. Nie poddawałem ich obróbce.
Podsumowanie
Kiedy X-M1 trafił w moje ręce, miałem wrażenie, że Fujifilm porwał się z motyką na słońce. Po testach zmieniłem zdanie, bo Fujifilm X-M1 to bardzo udany aparat. Cena 3300 zł nie jest niska, ale w zamian otrzymujemy świetny produkt z dobrym obiektywem, robiący rewelacyjne jakościowo zdjęcia. Przeszkodą może być cena obiektywów, które do tej pory gościły w znacznie droższych E-X1 i X-Pro 1. Na razie nie ma budżetowych rozwiązań, a najtańszy (prócz 16-50/3.5-5.6) w rodzinie Fujinonów XF 27/2.8 to wydatek niemal 1900 zł. Myślę jednak, że Fujifilm, wypuszczając na rynek X-M1 (i w przyszłości X-A1), przygotuje również tańsze obiektywy. Jak wspomniałem w pierwszej części testu, wiele osób może narzekać na brak wizjera, ale Fuji ma dla nich inne propozycje: na sklepowych półkach czekają E-X1 i X-Pro 1.