Mikołaj Nowacki: "W fotografii chodzi mi o to, żeby nie tylko pokazać, co widziałem i jak było, ale przede wszystkim, co czułem"

Od dziecka marzył, żeby zostać fotografem National Geographic. Po ukończeniu studiów doktoranckich na prawie ze specjalizacją w zakresie międzynarodowego prawa kosmicznego, zakochał się w fotografii. Od samego początku tej pasji marzył, żeby zostać fotografem National Geographic i w końcu spełnił swoje marzenie. Pomogła mu w tym miłość z dzieciństwa - rzeka Odra.

Dzieci bawiące się w Odrze, przy jazie Bartoszowickim we Wrocławiu, 2010 r.
Dzieci bawiące się w Odrze, przy jazie Bartoszowickim we Wrocławiu, 2010 r.
Źródło zdjęć: © © Mikołaj Nowacki / [www.mikolajnowacki.com](http://www.mikolajnowacki.com/)
Krzysztof Basel

04.08.2017 | aktual.: 11.09.2017 14:04

O jego pełnej pasji historii życia, rozwoju fotograficznego, a także sprzęcie, który nosi w swojej torbie, rozmawiałem z jednym z najbardziej utalentowanych fotografów w Polsce - Mikołajem Nowackim. Od nieskończonego doktoratu z prawa, przez Odrę, do fotografa National Geographic. Mikołaj Nowacki opowiada szeroką, jak rzeka historię swojej przygody z fotografią.

O Mikołaju Nowackim i jego fotografiach pisaliśmy na Fotoblogii wielokrotnie. Być może pamiętacie przejmującą historię fotoreportażu, w którym autor dokumentował dwa ostatnie miesiące życia 101-letniej cioci . Ogromne wrażenie zrobiła też historia zdjęcia prawnika biegnącego w deszczu, który potem odnalazł się na wielokrotnie nagradzanej fotografii i skontaktował się z Mikołajem.

Obraz

Jednak największą uwagę Nowacki skupił swoim fantastycznym, długoterminowym, osobistym projektem fotograficznym o Odrze. Jak pisał sam autor: "Celem tego fotoreportażu jest zbadanie różnorodnych związków ludzi z tą rzeką i pokazanie jej naturalnego piękna". Jego zdjęcia z tego cyklu były nagradzane na całym świecie. Reportaż "Odra" był pokazywany w magazynach i na wystawach w całej Europie, a także w USA, Wielkiej Brytanii oraz Chinach. Trafił również na indywidualną, autorską wystawę w prestiżowej nowojorskiej galerii VII, a także doczekał się świetnie wydanego albumu. Od dwóch lat autor jest również fotografem National Geographic Polska. Osobiście bardzo cenię Mikołaja Nowackiego, który, swoją drogą, jest moim sąsiadem z Wrocławia. Jest też jednym z moich ulubionych fotografów w Polsce, zatem nie mogłem ominąć go w naszym stałym cyklu "#wtorbęTenba"! Fotograf pokazał mi, co nosi w swojej torbie i jakie zdjęcia tym sprzętem robi.

Jak to jest być fotografem "National Geographic"? Dla wielu jest to spełnienie życiowych marzeń

Dla mnie również! Fotografią na poważnie zająłem się stosunkowo późno - jak miałem 28 lat. Ukończyłem prawo, potem studia doktoranckie w zakresie międzynarodowego prawa kosmicznego, czyli uregulowań międzynarodowych dotyczących działalności człowieka w kosmosie. Nie lubiłem prawa, ale ponieważ od dawna interesuje mnie kosmos, więc znalazłem sobie niszę, która mogła mnie zainteresować. Fotografia wyzwoliła mnie od konieczności - jak wtedy sądziłem - pójścia w ślady rodziców i zostania prawnikiem.

Trening w klubie wioślarskim Politechniki Wrocławskiej, 2010 r.
Trening w klubie wioślarskim Politechniki Wrocławskiej, 2010 r.© © Mikołaj Nowacki / [www.mikolajnowacki.com](http://www.mikolajnowacki.com/)

Co się stało, że zaliczyłeś taki życiowy zwrot - od kariery prawniczej do fotografa - podróżnika?

Od dziecka lubiłem robić zdjęcia, ale uważałem, że jestem zbyt głupi, aby nauczyć się obsługi pokręteł w aparacie czy zależności przysłony do czasu naświetlania. Pewnego dnia wpadła mi w rękę książka "Fotografowanie nie jest trudne". Nie mogłem nawet przebrnąć przez pierwszą stronę, a przecież ta książka mówiła o tym, że robienie zdjęć jest łatwe! To tylko ugruntowało mnie w moim przekonaniu, że sobie z tym nie poradzę. I tak dalej pstrykałem sobie od czasu do czasu jakieś zdjęcia dla przyjemności, ale nie angażowałem się w to zbytnio.

Co sprawiło, że spróbowałeś jednak zrozumieć fotografię?

Wiele zmieniło się podczas studiów doktoranckich, kiedy naprawdę decydowały się losy mojego życia i trzeba było wybrać jakąś drogę. Byłem przekonany, że to będzie droga prawnicza. Wtedy wpadła mi w ręce książka "Szkoła fotografowania National Geographic". Jak ją przeczytałem, to zrozumiałem, że nie chcę robić w życiu nic innego, jak tylko być fotografem "National Geographic".

Rozładunek barek z węglem na nabrzeżu elektrociepłowni, Wrocław, 2008 r.
Rozładunek barek z węglem na nabrzeżu elektrociepłowni, Wrocław, 2008 r.© © Mikołaj Nowacki / [www.mikolajnowacki.com](http://www.mikolajnowacki.com/)

Piękna historia, ale jednak twierdziłeś, że nie wierzysz w siebie.

Bo nie wierzyłem, ale pokochałem fotografowanie. Poprosiłem ojca, aby kupił mi starą lustrzankę analogową. Wkręciłem się błyskawicznie. Fotografowanie pochłonęło mnie całkowicie.

Od czego zaczynałeś?

Kolega fotograf powiedział mi, że aby się dobrze rozwijać, to trzeba robić jeden film fotograficzny dziennie. Posłuchałem go.

Naprawdę? Jaki dało to efekt?

W ciągu mniej więcej 1,5 roku zostałem fotografem etatowym "Gazety Wyborczej" we Wrocławiu, ale cały czas z myślą, że robię to dla dalszego celu. Chciałem zostać fotografem "National Geographic". Później pracowałem dla "Gazety Wrocławskiej". I tak przez ok. 8 lat.

Rybacy czyszczą i suszą sieci po porannym połowie. Wieś Trzebież nad Zalewem Szczecińskim, 2011 r.
Rybacy czyszczą i suszą sieci po porannym połowie. Wieś Trzebież nad Zalewem Szczecińskim, 2011 r.© © Mikołaj Nowacki / [www.mikolajnowacki.com](http://www.mikolajnowacki.com/)

Niezła szkoła fotograficznego życia.

Zgadza się, ale prawdziwego fotoreportażu, jaki dzisiaj wykonuję, zacząłem się uczyć od Tomasza Tomaszewskiego, który jest konsultantem generalnym "National Geographic Polska". Pojechałem do niego na warsztaty fotograficzne. To był mój pierwszy mentor. Pod wpływem jego nauki rozpocząłem projekt fotograficzny o Stoczni Gdańskiej. Chciałem pokazać, jak tam się pracuje, jak zmieniło się to miejsce. Gdy skończyłem ten cykl, zgłosiłem go do Martyny Wojciechowskiej, Redaktor Naczelnej "National Geographic" Polska.

Odważnie!

Pomógł mi w tym mój ówczesny mentor, Tomasz Tomaszewski. Można powiedzieć, że tym reportażem wszedłem "z kopa" do "National Geographic". Normalnie na publikację w tym magazynie czeka się przynajmniej kilka miesięcy, czasem nawet rok. Poszczególne wydania są ustalane z dużym wyprzedzeniem, jest długa kolejka. Mój projekt trafił jednak do najbliższego numeru. Zaprezentowałem fotoreportaż o Stoczni w listopadzie a ukazał się w grudniu, bez czekania. To nie zdarza się często. Po czym za ten materiał dostałem wewnętrzną nagrodę - Best Edit, z redakcji w Waszyngtonie, za najlepszy fotoreportaż w miesiącu, ze wszystkich edycji National Geographic na całym świecie, poza wydaniem amerykańskim.

To było spore osiągnięcie i wyraźny sygnał dla mnie, że idę w dobrym kierunku. Z czasem zacząłem dostawać regularne zlecenia od "National Geographic" czy "National Geographic Traveler". Nasza współpraca rozwijała się bardzo dobrze. Około dwa lata temu dostałem od Martyny propozycję, aby zostać fotografem National Geographic. Odpowiedziałem po jakiejś nanosekundzie!

Rybak Kham wypływa o zachodzie słońca na połów na rzece Mekong, na pograniczu Laosu i Kambodży, 2017 r.
Rybak Kham wypływa o zachodzie słońca na połów na rzece Mekong, na pograniczu Laosu i Kambodży, 2017 r.© © Mikołaj Nowacki / [www.mikolajnowacki.com](http://www.mikolajnowacki.com/)

Bycie fotografem "National Geographic" kojarzy się z życiem na walizkach. Często podróżujesz?

Tylko w ostatnich dwóch latach była to Nowa Zelandia, Kambodża, Laos, Tajlandia, USA, Japonia, Chiny i wiele miast Europy Zachodniej, jak np. Londyn. W samym tylko roku 2016 byłem też z 15 razy na Odrze na statkach. To był bardzo trudny dla mnie rok w życiu rodzinnym i prywatnym, więc praca i wyjazdy pomogły mi przetrwać najcięższy czas. Teraz wiele podróżuję i zawsze staram się przywieźć z tych miejsc jakieś fotograficzne opowieści. Sporo podróżuję też jako europejski ambasador Panasonic Lumix.

Ostatnio podróżujesz z torbą Tenba Cooper 13. Powiedz proszę, jaki sprzęt zabierasz ze sobą?

Lubię minimalny zestaw, bo ciężkiego sprzętu nanosiłem się, pracując w gazetach. Bardzo lubię podejście, które jest szeroko stosowane w Magnum Photos, czyli jeden aparat i jeden obiektyw. Obecnie używam Lumixa GH5 z obiektywem Lumix 20 mm, f/1.7. (odp. 40 mm dla pełnej klatki). Jeśli wyjeżdżam na większe zlecenia, to zabieram trzy - cztery małe, stałoogniskowe obiektywy Lumix i Leica - odpowiedniki dla pełnej klatki 30 mm, 40mm, 50 mm, 85mm. Oto mój podstawowy zestaw miejski:

Po co fotografowi notatnik?

Zawsze mam przy sobie notatnik. To bardzo ważne, kiedy fotografujesz ludzi tak jak ja. To ludzie mnie interesują. Często robię zdjęcia, starając się nie rzucać w oczy, aby zachować naturalny wyraz twarzy osób fotografowanych, intymność — najważniejsze czynniki przy zdjęciach ludzi. Z czasem jednak wchodzę w interakcję z osobami, pytam np. jak się nazywają, co tu robią, gdzie mieszkają. Moje zdjęcia mają charakter osobisty i chcę notować wszystko, czego dowiaduję się o tych ludziach.

Impreza studencka na statku na Odrze, Wrocław, 2010 r.
Impreza studencka na statku na Odrze, Wrocław, 2010 r.© © Mikołaj Nowacki / [www.mikolajnowacki.com](http://www.mikolajnowacki.com/)

Jak sprawdza się twoja torba Tenba Cooper 13?

Znakomicie! Jest lekka, wygodna, elegancka i funkcjonalna. Testuję ją od maja, zdążyłem już sporo się z nią najeździć i sporo przeżyć. W maju miałem niemiłą przygodę - po dziesięciu latach fotografowania Odry wpadłem do rzeki z betonowego nabrzeża. W pełnym ubraniu, z torbą przewieszoną przez ramię, z aparatem na szyi. Chciałem sfotografować parę siedzącą nad Odrą we Wrocławiu, niedaleko Zoo. Był piękny, ciemnobłękitny zmierzch, lampy na nabrzeżu świeciły ciepłym światłem, co przepięknie kontrastowało z zimnym kolorem nieba. Na tym tle zobaczyłem parę siedzącą nad Odrą. Pomyślałem, że to będzie ładne zdjęcie o miłości nad rzeką. Musiałem do nich podejść po takim betonowym murku i nagle zwaliłem się do wody. Płynąłem żabką w butach, ubraniu, z torbą i z aparatem na szyi. Bardzo groteskowe. Na szczęście dwóch młodych mężczyzn pomogło mi wyjść. Wracając do torby - oczywiście nabrała wody, ale byłem zaskoczony, że taka zapinana na zamek duża kieszeń, w której trzymałem dokumenty i pieniądze, była zupełnie sucha. Miłe zaskoczenie. To się nazywa testowanie ekstremalne! Od tego czasu zawsze mam tę torbę ze sobą. Polubiłem ją.

Jak mówi wspomniany Tomasz Tomaszewski, czasem najtrudniej jest sfotografować to, co widzimy na co dzień, co jest obok nas.

Zgadza się, czasami tak jest, ale nie zawsze. To jest trochę bardziej skomplikowana i osobista sprawa. Lubię tematy, które leżą obok, ale one muszą wywoływać we mnie emocje. Jestem człowiekiem bardzo emocjonalnym i muszę coś czuć, aby zrobić naprawdę dobre zdjęcie, które wywoła też emocje u innych. Bez tego zrobię tylko poprawne zdjęcie. Z drugiej strony często jest tak, że tematy, które nas otaczają, wydają się nudne i nie budzą emocji. Wtedy jest rzeczywiście trudniej, bo tematy świeże, egzotyczne, takie emocje już łatwiej wzbudzają. Lubię oprócz Odry fotografować również ludzi rzeki Mekong na pograniczu Laosu i Kambodży. To mój kolejny projekt fotograficzny.

Wioślarze z Politechniki Wrocławskiej przenoszą łódź z Odry do swojego klubu nad rzeką, Wrocław, 2010 r.
Wioślarze z Politechniki Wrocławskiej przenoszą łódź z Odry do swojego klubu nad rzeką, Wrocław, 2010 r.© © Mikołaj Nowacki / [www.mikolajnowacki.com](http://www.mikolajnowacki.com/)

Jak było z Odrą? Mieszkasz we Wrocławiu i rzeka ta towarzyszy ci od lat. A dzięki twoim zdjęciom dotarła nawet do Chin, USA czy Nowej Zelandii.

Do Odry miałem bardzo silny, emocjonalny stosunek. Odra kojarzyła mi się z wolnością i ukochaną przeze mnie przyrodą. W szkole byłem uważany za dzieciaka niespokojnego wręcz nienormalnego. Często uciekałem od tych problemów na Wyspę Opatowicką, czyli na dzikie miejsce nad Odrą, na końcu Wrocławia. To miejsce jest położone zaledwie 10 minut od mojego domu we Wrocławiu. Do dzisiaj zresztą tam chodzę. To tam nasiąkałem tą dzikością, atmosferą Odry, przyrodą. To tam pokochałem Odrę, tam praktykowałem Zen, wpatrywałem się w kipiel wody na Jazach Opatowickim i Bartoszowickim. Nawet po powrocie do domu, jak zasypiałem, to często słyszałem donośny szum tego wodospadu z Jazu. To mnie koiło. Zasypiałem przy odgłosie Odry.

Kapitan Czesław Szarek patrzy gniewnie na swoich marynarzy wciągających o kotwicę o świcie, Odra, 2009 r.
Kapitan Czesław Szarek patrzy gniewnie na swoich marynarzy wciągających o kotwicę o świcie, Odra, 2009 r.© © Mikołaj Nowacki / [www.mikolajnowacki.com](http://www.mikolajnowacki.com/)

Korciło cię, aby zobaczyć, co jest na jej końcu?

Dokładnie tak! Kawałek obok Jazu Bartoszowickiego jest śluza kanału żeglugowego. Tam też często chodziłem i obserwowałem barki rzeczne załadowane towarami. Wtedy, w latach 80-tych, jeszcze był to bardzo częsty widok. Barki przepływały w bardzo wąskim kanale, tuż obok brzegu. Czasami byłem dosłownie jeden krok od nich. Całe życie marzyłem, aby go w końcu zrobić i popłynąć w siną dal na barce.

Aż w końcu to zrobiłeś, tyle że z aparatem w torbie.

Aparat jest dla mnie narzędziem wyrażania moich uczuć i myśli, ale także pretekstem do bycia tam, gdzie zawsze chciałem być, ale gdzie bym nie był bez tego aparatu. Zacząłem zatem spełniać to marzenie i pływać barkami po tej rzece.

Kapitan Zbigniew "Baniol" Błaszczyk odpoczywa w swojej kajucie przy komputerze, po całym dniu sterowania statkiem, Odra, 2013 r.
Kapitan Zbigniew "Baniol" Błaszczyk odpoczywa w swojej kajucie przy komputerze, po całym dniu sterowania statkiem, Odra, 2013 r.© © Mikołaj Nowacki / [www.mikolajnowacki.com](http://www.mikolajnowacki.com/)

Nie rozczarowałeś się?

Nie, bynajmniej. Pływanie na barce dostarczało mi co rusz różnych nowych bodźców, zatem fotografowanie tam nie było trudne. Zresztą, kadrów szukałem też poza barkami. Związków ludzi z Odrą jest bardzo wiele. Rzeki to przecież krwiobieg kraju. Fotografowałem rybaków przy ujściu Odry, ale także imprezy nad Odrą. Z wielką fascynacją zacząłem odkrywać, jakie połączenie z Odrą mają różni ludzie.

Jak długo pracujesz nad tym projektem?

10 lat. I z mniejszą lub większą intensywnością nadal fotografuję Odrę.

Rybak Kham wyciągając sieci walczy z silnym nurtem rzeki Mekong. Laos, 2017 r.
Rybak Kham wyciągając sieci walczy z silnym nurtem rzeki Mekong. Laos, 2017 r.© © Mikołaj Nowacki / [www.mikolajnowacki.com](http://www.mikolajnowacki.com/)

Naprawdę warto spędzić aż tyle czasu, fotografując jeden temat, w dodatku obszerny, jak rzeka?

Skoro to robię, to czuję, że warto. Wierzę w to, że ideałem w byciu fotografem w dzisiejszych czasach jest robienie autorskiej fotografii — w sposób, w jaki się widzi i jaki się czuje. W fotografii chodzi mi o to, żeby nie tylko pokazać, co widziałem i jak było, ale przede wszystkim, co czułem. Indywidualnie, jak wybitni reżyserowie — robią filmy, w których widać ich odcisk palca, coś niepowtarzalnego. Możesz oglądać film Quentina Tarantino od środka, ale od razu dostrzeżesz, że to jest jego film. To samo dotyczy autorów książek. Autorska fotografia to jest bardzo trudna rzecz, do której cały czas dążę. W moim wypadku czuję tematy wodne, jest to jakieś uwarunkowanie z dzieciństwa. Ja świetnie czuję się nad Odrą. Po prostu chce mi się tam wracać.

Ktoś mógłby powiedzieć, że zamykanie się w takiej tematyce przez 10 lat to z perspektywy kariery fotografa strzał w stopę.

Tak, ale ja nie fotografuję Odry dla kariery czy zdobywania nagród w konkursach. Czuję się oczywiście mile pogładzony po głowie, jak te konkursy wygrywam, ale to jest tylko dodatek. Robię to, bo to mi sprawia przyjemność.

Karl Ove Knausgård wydał już piąty, ośmiusetstronicowy tom opowieści o swoim życiu - zwyczajnym życiu mężczyzny w Skandynawii. Tyle że pisze tak świetnie, tak szczerze i wnikliwie, że jego "Moja walka " zrobiła furorę na całym świecie. Wierzę, że jeżeli coś nam gra w duszy, to po prostu powinniśmy to robić.

Żołnierze Marynarki Wojennej przygotowują się do zacumowania w porcie MW w Gdyni, 2012 r.
Żołnierze Marynarki Wojennej przygotowują się do zacumowania w porcie MW w Gdyni, 2012 r.© © Mikołaj Nowacki / [www.mikolajnowacki.com](http://www.mikolajnowacki.com/)

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że "Jak fotografuję załogi statków, to jestem nimi bardziej zainteresowany niż sobą. To super uczucie nie myśleć o sobie". Dlaczego tak uważasz?

Tak, chodzi o rozpłynięcie się w temacie. Zanik ego. To flow, który się łapie, jak surferzy, którzy stają się jednym z falą. Najlepsze zdjęcia robimy, kiedy mamy pełne zatracenie, pełny flow. Wtedy wszystko wydaje się łatwe, po prostu płyniesz.

Kiedyś Stanisław Lem napisał, pytany o to, jak tworzy, że on tylko spisuje to, co już jest. Jak masz flow, to zdjęcia robią się same. One już są — musisz tylko zdążyć je utrwalić.

Manewry Marynarki Wojennej na Bałtyku, zima 2012 r. Armata na okręcie ORP "Wdzydze" jest przygotowywana do ostrego strzelania do ruchomego celu.
Manewry Marynarki Wojennej na Bałtyku, zima 2012 r. Armata na okręcie ORP "Wdzydze" jest przygotowywana do ostrego strzelania do ruchomego celu.© © Mikołaj Nowacki / [www.mikolajnowacki.com](http://www.mikolajnowacki.com/)

Jakie rady dałbyś fotografom, którzy chcą zacząć swój pierwszy, długofalowy projekt fotograficzny? Skąd mają czerpać inspiracje?

Najważniejsza jest szczerość wypowiedzi. Jak nie ma szczerości, to nic z tego nie będzie. Powiedziałbym: nie zabieraj się za długofalowy materiał, jeśli temat cię nie obchodzi, nie czujesz go. Musisz mieć mocne uczucia, emocje powiązane z tematem. Najlepiej, jakby to była miłość. Tak zrobił np. Jacob Sobol - pojechał na Grenlandię, zakochał się w Inuitce, Sabine, i fotografował przez dwa lata ją i małą społeczność z której Sabine pochodziła. Wyszły mu fantastyczne, szczere, pełne miłości i emocji zdjęcia, które stały się dla niego przepustką do agencji Magnum. Musisz coś czuć!

Jeśli masz osobiste nastawienie do tematu i pasję, to materiał ma szanse na to, żeby zaistnieć. A jeśli robisz to z takim nastawieniem wystarczająco długo, to wręcz masz gwarancję na to, że zaistniejesz.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)