Olympus OM‑D E‑M10 Mark III - test nowego bezlusterkowca dla amatorów
Firma Olympus zaprezentowała trzecią generację amatorskiej linii E-M10. Czy uproszczenie obsługi to krok w dobrą stronę?
12.12.2017 | aktual.: 12.12.2017 13:55
Opis, specyfikacja i wideotest
Linia E-M10 firmy Olympus jest jedną z najchętniej wybieranych przez amatorów, którzy rozpoczynają swoją przygodę z fotografią, lub myślą o przesiadce z lustrzanki na bezlusterkowca. Sam, przez dłuższy czas fotografowałem pierwszym E-M10 zabierając go na liczne wyjazdy. Druga odsłona wprowadziła wiele usprawnień, takich jak 5-osiowa stabilizacja czy przeprojektowany, wygodniejszy korpus. Jednak między drugą, a trzecią odsłoną tak znaczących różnic już nie znajdziemy.
E-M10 Mark III w niektórych miejscach został uproszczony w stosunku do poprzednika, ale o konkretnych zmianach będę pisał w kolejnych akapitach testu. Szukając analogii w przeszłości, firma Olympus zastosowała podobny zabieg jak Canon w przypadku dwucyfrowej serii, wypuszczając model 60D, który został miejscami uproszczony w stosunku do 50D. Pamiętajmy jednak, że w Canonie ta zmiana odbyła się na bardziej zaawansowanych korpusach.
Olympus OM-D E-M10 Mark III - test [hands on review]
Konkurentami dla E-M10 Mark III będą przede wszystkim bezlusterkowce innych producentów, takie jak Panasonic GX80, wysłużony Sony A6000 czy podstawowe modele Fujifilm z wizjerem - X-T10 i X-T20. Lustrzankowa konkurencja spod znaku Canona i Nikona również nie śpi, oferując modele 800D i D5600. Paradoksalnie jednak, według mnie, największym konkurentem będzie druga ewolucja E-M10, która mimo ponad dwóch lat na rynku, nadal oferuje dobre parametry.
Olympus OM-D E-M10 Mark III został wyceniony na 3099 zł za korpus, natomiast wersja z podstawowym obiektywem 14-42 mm f/3.5-5.6 RII to wydatek 3399 zł.
Olympus OM-D E-M10 Mark III | |
---|---|
Producent | Olympus |
Data premiery | 2017 |
Rodzaj | Aparat bezlusterkowy |
Bagnet | Mikro Cztery Trzecie (MFT) |
Maksymalny rozmiar zdjęcia | 4608 x 3456 |
Rozdzielczość matrycy | 16 Mpix |
Typ rozmiaru matrycy | MFT |
Rozmiar matrycy | 17.3 x 13 mm |
Nośniki zapisu | SD |
Rodzaj wizjera | Elektroniczny |
Budowa i obsługa
W porównaniu do poprzednika, przy konstruowaniu korpusu zrezygnowano z metalu. Teraz aparat wykonany jest z chropowatego tworzywa. Nie da się ukryć, że w pewnym sensie jest to mniej „premium”, ale ciężko mieć zastrzeżenia do wykonania aparatu. Korpus wykonany jest bardzo solidnie i jest świetnie spasowany, ale podobnie jak poprzednik, nie jest uszczelniony. Miejsca styku z dłonią pokryte są przyjemną w dotyku gumą o fakturze skóry. W stosunku do E-M10 Mark II znajdziemy kilka znaczących zmian w budowie. Pierwszą z nich jest większe i wygodniejsze miejsce na kciuk. Zmieniono również design tarcz nastaw i trybów. Teraz są nieco bardziej płaskie, a koło trybów, wyraźnie większe. Przełożyło się to na wygodę ich obsługi, choć ciężko było narzekać na nią w poprzedniku.
Sam korpus, mimo że mały i lekki (410 gramów z baterią) dość mocno został upakowany elementami sterującymi. Na górnej ścianie znajdziemy włącznik z dźwignią podnoszącą lampę błyskową, przycisk wywołania skróconego menu/sceny, koło trybów, dwa koła nastaw, przycisk nagrywania wideo i dwa przyciski funkcyjne. Nie zabrakło stopki lampy błyskowej i przełącznika wizjera.
Na tylnej ścianie umieszczono 3-calowy, odchylany ekran o rozdzielczości 1,04 mln punktów. Nie zmieniono w nim przegubu na ten, który znamy z wyższych modeli. Szkoda, że nadal nie licuje się zbyt dobrze z resztą korpusu, mimo że w modelu sprzed kilku lat - E-P5 udało się to zrobić niemal perfekcyjnie. Obok ekranu umieszczono 4-kierunkowy, wygodny nawigator z przyciskiem środkowym, przycisk menu, info, odtwarzania i kasowania zdjęć. Pod zaślepką w prawej części korpusu znajdziemy gniazdo micro-USB i micro-HDMI. Szkoda, że producent stosuje w swoich aparatach aż 3 rodzaje gniazd. Teraz chcąc podłączyć do komputera modele E-M10 III, E-M1 II i PEN-F, muszę mieć 3 różne przewody.
Zastosowany wizjer nie został zmieniony w stosunku do poprzednika. To OLED-owa konstrukcja o rozdzielczości 2,36 mln punktów i powiększeniu x0,62. Jest nieco mniejszy niż we flagowym E-M1 II, i delikatnie większy niż w PENie-F. Przyciskiem Info zmieniamy liczbę pojawiających się informacji, ale szkoda że nie ma możliwości zmiany stylu ich wyświetlania. Obraz jest jasny, dobrze nasycony, szczegółowy i nie smuży. Firma Olympus powinna jednak popracować nad wygładzeniem czcionek.
W dolnej części korpusu, pod klapką znajdziemy akumulator, który wystarczy na zrobienie około 350 zdjęć i slot kart pamięci SD z wsparciem UHS-II. Dobrze, że teraz wskaźnik ma 4 stopnie, dzięki czemu łatwiej ocenić poziom naładowania baterii. Szkoda, że nadal nie dostaliśmy wskaźnika procentowego.
Aparat, mimo małych rozmiarów i niezbyt dużego gripa naprawdę dobrze leży w niewielkich dłoniach. Palce trafiają od razu na swoje miejsce, przez co chwyt jest pewny. Wszystkie tarcze pracują z odpowiednim oporem, przyciski mają dobry skok i są wyczuwalne pod palcami. Mimo zastosowanego tworzywa, naprawdę ciężko znaleźć słabe elementy konstrukcji, prócz wspomnianego ekranu, który trochę odstaje od korpusu.
Obsługa
W porównaniu do poprzedników, obsługa została uproszczona. Olympus, pozycjonuje aparat nieco niżej, co według mnie nie jest do końca złym zabiegiem. Nie da się ukryć, że możliwości personalizacji np. E-M1 Mark II są ogromne, ale odszukanie niektórych funkcji czasem bywa utrudnione. Ja co prawda po wielu latach obcowania z tym sprzętem, przyzwyczaiłem się, ale totalny amator może mieć z tym problem.
Z drugiej strony patrząc, fotograf korzystający wcześniej z modelu E-M10 pierwszej generacji, może poczuć się zawiedziony. Wszystko zależy od punktu widzenia.
Co ważne jednak, na korpusie nadal mamy naprawdę dużo elementów sterujących - dwa koła nastaw bardzo przydają się podczas zmiany parametrów w trybie M. Nie zabrakło dwóch programowalnych przycisków, do których możemy dodać jedną z wielu funkcji. Szkoda jednak, że nie ma możliwości wywołania konkretnego punktu AF, co często wykorzystuję w moim PENie-F. W E-M10 III nie zaprogramujemy również przycisków na nawigatorze - nadrukowane funkcje są przypisane na stałe, choć ciężko traktować to jako wadę w podstawowym korpusie.
Tak, jak wspomniałem - obsługa została przeprojektowana w porównaniu do pozostałych aparatów w systemie. Teraz większość funkcji specjalnych, takich jak cicha migawka, HDR, Live Composite i innych, włączamy z poziomu trybu AP, wybierając odpowiednią funkcję poprzez wciśnięcie dedykowanego przycisku przy włączniku. W pozostałych modelach np. cicha migawka umieszczona jest jako kolejna opcja w wyborze napędu, natomiast Live Time i Live Composite znajdziemy obracając koło czasu naświetlania za wartość 60 s.
Teraz, te dodatkowe funkcje rzeczywiście łatwiej odnaleźć i aktywować, choć tryby Live możemy włączać na dwa sposoby - zarówno z nowego menu, jak i w opisany wcześniej sposób. Z drugiej strony, funkcjonalność niektórych opcji została ograniczona - tryb cichy działa tylko w trybie automatycznym. Z kolei tryb HDR wygeneruje jedynie wynikowy plik JPG, bez obrazów źródłowych. Z punktu widzenia fotografa - szkoda. Choć dla kogoś, kto dopiero rozpoczyna przygodę z fotografią, raczej nie będzie miało to większego znaczenia.
Menu również zostało przeprojektowane w stosunku do poprzednika, choć tu znajdziemy więcej nawiązań do profesjonalnego E-M1 II. Najczęściej używane opcje ułożone są w 5 zakładkach - fotografowania, filmowania, odtwarzania i ustawień. Natomiast głębszych zmian możemy dokonać w zakładce menu własnego, gdzie poszczególne opcje zostały przyporządkowane literom od A do I, a do każdej z liter przypisany jest konkretny dział. To wygodniejsze niż w poprzedniku.
Prócz tego, możemy uruchomić menu podręczne w formie dwóch belek ułożonych na prawej i dolnej części ekranu. Na pionowej wybieramy konkretne funkcje, a na poprzecznej - ich wartości. To według mnie najwygodniejsze menu podręczne, bo jest czytelne, ale jednocześnie nie zasłania dużej części kadru.
Będąc w którymś z trybów PASM, po wciśnięciu przycisku zmiany scen, aktywuje się inny wygląd menu podręcznego - w formie kafelków. Poszczególne opcje możemy wybierać przy pomocy dotyku, ale zmiany wartości dokonujemy już przyciskami i kołami nastaw.
Zmieniono również układ menu scen, z których korzysta wielu amatorów. Teraz rozpisane są bardziej przejrzyście i rzeczywiście sprawdzają się dobrze. Co prawda rzadko sprawdzam te funkcje, bo na co dzień korzystam tylko z trybów PASM, ale w związku z tym, że to aparat dla początkujących, sprawdziłem ich działanie.
Tak, jak wspomniałem - E-M10 III wyposażony jest w funkcję dotyku, choć szkoda że wciąż bez obsługi multitouch. Powiększanie zdjęć nadal jest wygodniejsze przy pomocy koła nastaw, bo nie ma możliwości powiększania ich rozciągając palcami na ekranie. Myślę, że w 2017 roku powinien być to standard.
Podsumowując, E-M10 III jest naprawdę wygodny w obsłudze. Ergonomia została dobrze zaprojektowana - dobrze leży w dłoni, a zmiana kolejnych funkcji nie przysparza trudności. Patrząc z punktu widzenia amatora, na pewno doceni wygodną obsługę i łatwy dostęp do interesujących funkcji. Z kolei bardziej zaawansowani fotografowie mogą poczuć niedosyt, więc im poleciłbym wybór wyższego modelu.
Fotografowanie w praktyce
Aparaty systemu Mikro Cztery Trzecie ze względu na niewielką matrycę mogą być naprawdę małe. Tak jest w przypadku testowanego E-M10 III, który w porównaniu do nadal niedużego E-M1 II wydaje się wręcz miniaturowy. Jego waga, nawet z profesjonalnymi szkłami nie przeszkadza i nie ciąży. Aparat testowałem przez ponad 2 miesiące i zdał egzamin, szczególnie że znam ten system jak własną kieszeń. Podczas wyjazdów, nosiłem go głównie na cienkim pasku Peak Design Leash i nadgarstkowym Cuff, zabrałem go w Pieniny i do Londynu, przerobiłem z nim kilka warsztatów fotograficznych i naprawdę się sprawdził, mimo że na co dzień korzystam z bardziej zaawansowanych korpusów. Fotografowanie nim jest przyjemne - szybkość działania, dobry chwyt i intuicyjna obsługa to zalety nowego E-M10. Nie obeszło się bez wpadek, ale o nich napiszę w dalszej części testu.
Szybkość i wydajność
W Olympusie E-M10 III zastosowano nowy procesor TruePic VIII, który pozytywnie wpłynął na szybkość pracy aparatu. Pierwsze zdjęcie po włączeniu zrobimy już po około sekundzie, co jest bardzo dobrym wynikiem jak na bezlusterkowce. Co ważne, aparat nie łapie zadyszki podczas szybkiego przewijania zdjęć, czy przechodzenia przez kolejne funkcje menu. Wszystko dzieje się w momencie wciskania odpowiednich przycisków. Co ważne, po zmianie baterii czas włączania nie ulega wydłużeniu. Duży plus!
Szybkość zdjęć seryjnych to 8.6 kl./s, ale dzięki zastosowaniu nowego procesora, TruePic VIII i slotu kart pamięci UHS-II, w stosunku do poprzednika poprawiono bufor. Fotografując w trybie JPG, pełna prędkość utrzymuje się aż do zapełnienia karty pamięci. Przy zapisie RAW, z pełną prędkością zrobimy 23-25 zdjęć, ale bufor opróżnia się w niespełna 3 sekundy, więc od razu można przystąpić do kolejnej, 3-sekundowej serii. Ważne jednak, aby korzystać z kart UHS-II. Przy karcie z pojedynczym rzędem styków, pełna prędkość utrzymuje się przez 15 zdjęć, a bufor opróżnia się w 5 sekund. Podczas opróżniania bufora nie ma możliwości przeglądania zapisanych zdjęć, ale wszystkie pozostałe funkcje działają bez żadnych zakłóceń.
Między standardem UHS a UHS-II widać bardzo dużą różnicę, więc myśląc o fotografowaniu serii, dobrze zainwestować w karty UHS-II. Testy przeprowadzałem na kartach Sandisk Extreme Pro 128 (UHS-II, 300 Mb/s) i 64GB (UHS-I 95 Mb/s). To bardzo dobre wyniki, szczególnie w segmencie aparatów za około 3000 zł. Szkoda jednak, że zrezygnowano z szybszego trybu seryjnego z migawką elektroniczną.
Stabilizacja
Aparaty firmy Olympusa słyną z bardzo wydajnej stabilizacji. Sam, często łapię się na tym, że zupełnie zapominam o zasadzie odwrotności ogniskowych i znacznie wydłużam czas względem tej zasady. Zastosowany układ pracuje w 5 osiach, a producent deklaruje 4EV wydajności. W ciągu dwóch miesięcy zrobiłem kilka testów jej wydajności i rzeczywiście sprawdza się świetnie.
Podczas fotografowania przy nagrywaniu filmu, zszedłem do czasu 1/2 sekundy przy ekwiwalencie 35 mm, co daje 4EV wydajności, przy czym przy f/22 zdjęcie było okrutnie nieostre za sprawą dyfrakcji. Podczas kolejnych testów, robiłem 5 zdjęć, jedno po drugim, przy czym wynik uznawałem przy 3 na 5 ostrych zdjęciach. Udało mi się zejść do czasu 1/3 sekundy, co oznacza sprawność układu ok. 3 EV. Przy czasie 0.6 sekund, 4 na 5 zdjęć było delikatnie ruszonych. Tak, więc sprawność układu oceniałbym na 3EV, ale w niektórych przypadkach, przy wydłużeniu czasu o 4EV, też można zrobić ostre zdjęcie.
Autofokus
W nowym Olympusie układ pracuje w oparciu o detekcję kontrastu. Zmieniła się jednak liczba punktów AF. Obecnie mamy ich 121, podobnie jak w E-M1 Mark II. Aparaty Mikro Cztery Trzecie zawsze miały jedne z najszybszych układów AF na rynku, w trybie pojedynczym. W przypadku trzeciej generacji E-M10, widać poprawę w szybkości i rozpoznawaniu scen, przy automatycznym wyborze punktów. Podczas fotografowania, nieostre zdjęcie było naprawdę rzadkością. W dobrych warunkach, aparat ustawia ostrość właściwie w momencie wciśnięcia spustu do połowy. W gorszych, zajmuje mu to nie więcej niż sekundę. Pułapką będą migoczące światła żarówek LED, które ogłupiają autofokus i wbrew pozorom, w jasnym pomieszczeniu zrobienie ostrego zdjęcia może być problematyczne.
Możemy wybierać między wszystkimi punktami, grupą 9 punktów, lub pojedynczym. Dodatkowo, podczas fotografowania z użyciem wizjera, ekran może zmienić się w panel dotykowy, na którym również możemy wybrać punkt AF. Szkoda jednak, że zrezygnowano z możliwości zmiany rozmiaru punktu, co mogłoby być przydatne przy fotografowaniu drobnych elementów, np. w fotografii makro. Autofokus ciągły nadal nie jest domeną aparatów bez detekcji fazy, w E-M10 Mark III sprawdza średnio, pudłując przynajmniej w 50% przypadków.
Autofokus oferuje również funkcję wykrywania twarzy z inteligentnym rozpoznaniem oka, co bardzo przydaje się w fotografii portretowej. Rozpoznając twarz, aparat ignoruje wcześniej wybrany punkt AF i to na twarzy i oku, które jest bliżej obiektywu ustawia ostrość. Funkcja działa bardzo dobrze, a robienie portretów jest czystą przyjemnością.
Filmy
Firma Olympus, od modelu E-M5 Mark II przestała traktować funkcję filmów po macoszemu. Teraz, aparaty Olympusa filmują naprawdę nieźle, a w szczególności flagowy E-M1 II. Nowy E-M10 filmuje w rozdzielczości UHD z prędkością 30, 25 i 24 kl./s. W rozdzielczości Full HD z szybkością 60, 50, 30, 25, i 24 kl./s, w jakości SuperFine. Zabrakło kompresji All-Intra, w której szczegółowość i jakość filmów jest rzeczywiście lepsza. Tryb 4K aktywujemy nowym przyciskiem i wybieramy go z menu obrazkowego. Tu kompresja to również IPB z przepustowością do 102 Mb/s. Dlatego też ważne jest użycie szybkich kart. Jakość filmów w 4K jest naprawdę bardzo dobra. Film jest pełen szczegółów, nie pojawiają się artefakty oznaki nadmiernej kompresji, nawet w szczegółowych scenach. 100 Mb/s to dobry stosunek między wielkością plików, a liczbą szczegółów. 60Mb/s oferowane np. w DJI Mavic to zdecydowanie za mało.
Na plus należy policzyć naprawdę mały rolling shutter przy 4K. Nawet specjaliści z Cinema5D, że rolling shutter jest jednym z najmniejszych w tej kategorii aparatów i wyższych. Dobra robota! Kolejna zaleta to stabilizacja, która świetnie eliminuje drgania rąk, przez co filmy są bardzo stabilne. Możemy wybierać między stabilizacją sensora i tandemem ze stabilizacją elektroniczną, w której pole widzenia jest nieco zawężone. Ja jednak nie rekomenduję drugiej opcji, bo obraz ma tendencje do efektu galaretki.
Olympus OM-D E-M10 Mark III - test funkcji wideo
W E-M10 III nie znajdziemy złącza mikrofonu i płaskiego profilu, ale z drugiej strony, w tym segmencie ciężko tego oczekiwać. Na plus jednak należy policzyć możliwość w pełni manualnych ustawień, które można zmieniać w trakcie filmowania. Dodatkowo, w trybie wideo, przysłona pracuje płynnie, bez widocznych skoków, co bardzo przyda się przy dynamicznej zmianie warunków oświetleniowych. O ile, E-M10 III ciężko traktować jako profesjonalne rozwiązanie do filmowania, o tyle jako druga kamera, uzupełniająca E-M1 II, myślę że jak najbardziej.
Autofokus ciągły działa z kaprysami. Raz świetnie rozpoznaje scenę, płynnie przeostrzając między planami, innym razem jakby ignorował fakt zmiany kadru i nie zmienia ostrości. Samo przeostrzanie nie jest też zbyt szybkie, ale do amatorskich, rodzinnych filmów w zupełności wystarczy.
Funkcje dodatkowe
Podobnie jak wszystkie nowe Olympusy, E-M10 Mark III wyposażony jest w Wi-Fi. Obsługa odbywa się przez aplikację OI.Share, będziemy mogli manualnie sterować wszystkimi parametrami ekspozycji, a także zoomem, w przypadku obiektywуw sterowanych elektronicznie. Można również importować zdjęcia na telefon, dodawać geotagi, czy przeprowadzać ich edycję. Szkoda, że Olympus nie umożliwił tetheringu po kablu. Podczas połączenia Wi-Fi na ekranie stale wyświetlony jest QR i informacje o połączeniu.
Aparat oferuje również ciekawe tryby fotografowania, w tym Live Composite, z którego często korzystam, fotografując aparatami tej firmy. Jego działanie polega na zrobieniu ekspozycji bazowej - np. f/8 i czas 8 sekund przy ISO 200. Dzięki temu pokazujemy aparatowi jak wygląda ekspozycja całej statycznej sceny. Następnie wciskając ponownie spust migawki, aparat rejestruje tylko nowe, jaśniejsze elementy - np. błyskawice, fajerwerki czy smugi samochodów.
Nie zabrakło także cichej, elektronicznej migawki, która przydaje się podczas fotografii ulicznej, szczególnie w połączeniu z wykrywającymi twarze autofokusem. Szkoda jednak, że w porównaniu do poprzednika, działa tylko w trybie automatycznym.
Szumy
Olympus w modelu E-M10 Mark II nie postawił na zmiany w sercu aparatu. W środku znajdziemy 16-megapikselowy senor LiveMOS, przy czym sparowany jest z nowym procesorem TruePic VIII. Szkoda, że nie użyto nowocześniejszej, 20-megapikselowej matrycy, którą znamy z PEN’a-F. Nie oznacza to jednak, że taki układ radzi sobie źle, szczególnie biorąc pod uwagę, że to podstawowy model. Sensor pracuje w zakresie ISO 200–6400 z możliwością rozszerzenia do ISO 100 i 25600. Pierwsze zaszumienie pojawia się przy ISO 800, choć do ISO 3200 obraz jest niezłej jakości. ISO 6400 mocniej degraduje jakość, ale czułość jest nadal używalna. ISO 12800 możemy użyć w ostateczności, a ISO 25600 bardzo mocno degraduje jakość i ta czułość została dodana raczej na wyrost. Ja, fotografując Olympusami korzystam głównie z czułości 200-1600 ISO.
Detale
E-M10 Mark III dobrze radzi sobie także z oddaniem detali. Do ISO 1600 właściwie nie widać spadku szczegółowości fotografii. ISO 3200 degraduje drobniejsze szczegуły, natomiast ISO 6400 rozmywa również te nieco większe. ISO 12800 będzie ostatnią czułością, z jaką możemy pracować, ale tylko w ostateczności.
Szumy w praktyce
Zdjęcia przykładowe
Zdjęcia zostały zrobione w formacie RAW i wywołane bez zmian w Adobe Lightroom Classic. Dodatkowo, dodałem galerię z delikatnie obrobionymi zdjęciami, gdzie poprawiłem kontrast, szczegóły w jasnych i ciemnych partiach i kolorystykę.
Co mi się podoba
Dobrze, że firma Olympus postanowiła przeprojektować obsługę korpusu, która jest teraz łatwiejsza, a zaawansowane funkcje są teraz bardziej dostępne. Menu jest bardziej czytelne, a podręczne menu wygodniejsze w obsłudze. Dodatkowo, funkcje dodatkowe i sceny są zdecydowanie lepiej opisane. Automatyka aparatu również lepiej się sprawdza, dokładniej rozpoznając fotografowane sceny. Na plus należy policzyć też szybki autofokus, błyskawiczne opróżnianie bufora, wydajną stabilizację i dobry tryb 4K z jednym z najmniejszych rolling shutterów na rynku.
Co mi się nie podoba
Szkoda, że uproszczając obsługę, firma zdecydowała się eliminację niektórych funkcji, takich jak cicha migawka w trybach manualnych czy HDR z określeniem odstępów ekspozycji i zapisem RAW. Osoby, które rozważają przesiadkę z pierwszej generacji E-M10, powinny raczej rozważyć drugą generację lub wyższy model, np. E-M5 II. Szkoda również, że w E-M10 III nie znajdziemy nowszej, 20-megapikselowej matrycy.
Werdykt
Firma Olympus wypuściła na rynek kolejny, dobry aparat. Patrząc na specyfikację, można czuć niedosyt, ale po dwóch miesiącach testów, zrozumiałem o co chodziło. E-M10 trzeciej generacji to aparat dedykowany amatorom, szczególnie tym, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z fotografią i będzie to ich pierwszy aparat. Tu rzeczywiście widać wyciągniętą rękę inżynierów, bo amatorskie funkcje są lepiej opisane i jest do nich łatwiejszy dostęp. Z drugiej strony, można oczekiwać, że kolejne ewolucje aparatów będą lepsze w każdym aspekcie, a w przypadku nowego E-M10 nie do końca tak jest. Olympus OM-D E-M10 Mark III na pewno przypadnie do gustu amatorom, ale osoby fotografujące od jakiegoś czasu, mogą czuć niedosyt. To posunięcie firmy oczywiście najlepiej zweryfikuje rynek, ale po dwóch miesiącach fotografowania, naprawdę polubiłem się z tym aparatem.