Przełomowa matryca zginie w starciu z korporacjami?
Gdy InVisage prezentował przeznaczoną przede wszystkim do smartfonowych aparatów technologię sensorów QuantumFilm, określana była ona jako absolutny przełom w rejestrowaniu światła, szczególnie w warunkach słabego oświetlenia. Teraz, ponad dwa lata po pierwszych zapowiedziach, producent zdecydował się pokazać wideo marketingowe, w którym dokładnie wyjaśnia, na czym ma polegać wyjątkowość sprzętu. Będzie rewolucja?
Gdy InVisage prezentował przeznaczoną przede wszystkim do smartfonowych aparatów technologię sensorów QuantumFilm, określana była ona jako absolutny przełom w rejestrowaniu światła, szczególnie w warunkach słabego oświetlenia. Teraz, ponad dwa lata po pierwszych zapowiedziach, producent zdecydował się pokazać wideo marketingowe, w którym dokładnie wyjaśnia, na czym ma polegać wyjątkowość sprzętu. Będzie rewolucja?
Ideą sensorów z QuantumFilm było zastąpienie wierzchniej warstwy krzemu specjalną powłoką - QDM, czyli Quantum Dot Material. Oparta na tajemniczych "punktach kwantowych" matryca miała zapewniać "4-krotnie lepsze osiągi, 2-krotnie większą rozpiętość tonalną i cechy profesjonalnych matryc niespotykane w mobilnych sensorach". Pierwszy produkt wykorzystujący QF miał pojawić się jeszcze w roku 2010, kiedy to zaprezentowano wersję demonstracyjną.
Sprzęt z QuantumFilm miałby różnić się od standardowych matryc tym, że w przeciwieństwie do nich zbiera światło całą powierzchnią sensora, dopiero potem przekazując sygnał do czujnika CMOS. Aparat bez powłoki kwantowej traci całe światło, które pada na miniaturowe przestrzenie pomiędzy poszczególnymi pikselami, co jest olbrzymim problemem szczególnie w aparatach komórkowych, które i tak oferują rozmiar powierzchni światłoczułej wielkości małego paznokcia.
Nanometrowych rozmiarów kryształowy półprzewodnik o unikatowych właściwościach rejestrowania światła, ze wszystkimi obietnicami, jakie ze sobą niósł, brzmi w tym świetle jak sen jaki złoty. Economist ekscytował się wizją 12-megapikselowych aparatów w telefonach, praktycznie nieróżniących się jakością obrazu od sprzętu o klasę lub dwie lepszego, Wall Street Journal - eliminacją efektu rolling shutter, a także darmowym jednorożcem dla użytkownika smartfona.
Różnicowanie detekcji barwy światła odbywałoby się poprzez zmianę rozmiaru kryształu na etapie konstruowania sensora, a łatwiejsze wyliczanie barwy wypadkowej miałoby skutkować mniejszą ilością szumów. Uzyskany dzięki umieszczeniu punktów w roztworze koloidalnym brak szczelin pomiędzy czujnikami oznaczałby oczywiście więcej światła przechwytywanego przez matrycę (wg InVision, 90-95% w porównaniu z 25% oferowanymi przez obecne aparaty). Wszystko to przy minimalnym wzroście wydatków na każdy wyprodukowany sensor.
Co z tego wszystkiego wynika? Ano nic, przynajmniej do tej pory. Wprawdzie nie od dziś wiadomo, że postęp technologiczny wymaga czasu, jednak przekroczenie założonych terminów o dwa lata może skończyć się dla projektu katastrofą. Materiał wideo wygląda w tym kontekście jak wołanie o pomoc ostatkiem sił, a inwestorzy (m.in. RockPort Capital, Charles River Ventures, InterWest Partners i OnPoint Technologies), którzy wyłożyli dziesiątki milionów dolarów, nie będą czekali wiecznie na wyniki finansowe.
Nie wiemy oczywiście, jaką skutecznością wykazuje się dział sprzedażowy InVision, ale brak produktów utylizujących nową technologię może posłużyć za niezły wyznacznik mikrego zainteresowania wielkich producentów rynków foto i wideo. Zresztą wyłączenie opcji osadzania w filmie reklamowym (obejrzycie go na YouTube, pod tym linkiem)? Nic, tylko się załamać.
Podejrzewam, że na niekorzyść InVision działa fakt, że nikomu tak naprawdę nie jest na rękę gwałtowny skok jakościowy na rynku. Paradoksalnie, zbyt porządne aparaty oznaczałyby sprzedażową katastrofę w perspektywie lat. Po początkowym rozkwicie rynku nieubłagany spadek popytu na nowszy sprzęt oznaczałby wzrost cen, a to poskutkowałoby dalszym spadkiem sprzedaży... Ot, naczynia połączone.
W tym świetle, skoro obecny sprzęt spełnia w stu procentach wymagania nawet wymagających użytkowników, InVision może poczekać jeszcze długi czas na masowy sukces swojego - być może naprawdę świetnego - pomysłu. Chyba że projektem zainteresuje się wojsko, poszukujące lepszych rozwiązań w zakresie zwiadu i walk nocnych. Żeby naprawdę innowacyjne projekty mogły rozwinąć skrzydła, przemyślany powinien zostać system sprzedaży. Przekazanie produktu na stałe w zamian za jednorazową zapłatę mogłoby ustąpić systemowi pokrewnemu leasingowi. Pierwsze kroki w tym kierunku zostały już zresztą wykonane, chociażby przez Adobe.
Cała nadzieja InVision w tym, że technologią zainteresuje się np. Sony (którego aparaty z linii SLT będą w stanie zrobić pełny użytek z dobrodziejstw powłoki QuantumFilm, łącząc ją z profesjonalnymi możliwościami optyki i lustrzankową obsługą) lub producenci bezlusterkowców, a być może także twórcy kamer filmowych, w tym specjalistycznego sprzętu high-speed, który z pewnością skorzysta na tak dobrym zbieraniu światła.
Na tę chwilę mam jednak wrażenie, że nazwa nagrody zdobytej ostatnio przez InVision - Red Herring Award 2012 - jest w pewnym stopniu prorocza, by nie powiedzieć złowróżbna. "Red herring" to konstrukcja językowa oznaczająca element w powieści lub filmie, mocno przyciągający uwagę, lecz będący fałszywym tropem. Miejmy nadzieję, że QuantumFilm takim "czerwonym śledziem" się nie okaże.