Pierwsze kroki strobisty - jak wykorzystać lampy systemowe w plenerze?
Nie ma złego czasu, aby rozpocząć przygodę z wykorzystaniem lamp błyskowych w plenerze. W tym poradniku użyję lamp systemowych i pokażę wam, co można z nich wyczarować.
25.05.2017 | aktual.: 03.07.2017 21:05
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Lampę systemową ma właściwie każdy fotograf. Przydają się w wielu sytuacjach - podczas fotografowania reportaży, eventów, wesel czy wielu innych okazji. To też zazwyczaj jedno z podstawowych akcesoriów, które trafia do naszych toreb fotograficznych. Jak pokazałem w artykule o budowaniu domowego studia, będą również świetnym uzupełnieniem podczas różnego rodzaju sesji, gdzie pracują już nie na stopce aparatu, a wyzwalane zdalnie, stojąc w wybranym miejscu. Do przygotowania dzisiejszego artykułu wyszedłem w plener, do czego i was zachęcam.
Czym błyskać?
Na rynku mamy wiele rozwiązań. Mamy do wyboru lampy systemowe, lampy studyjne z zasilaniem bateryjnym czy generatory. Według mnie na początek lampy systemowe będą najlepsze. Są najtańsze, najczęściej je posiadamy, poza tym obsługa całego systemu będzie najłatwiejsza, a ich niewielkie rozmiary sprawią, że cały zestaw będzie bardzo mobilny. Oczywiście mają też kilka minusów - niewielka moc i stosunkowo długie ładowanie. Kiedy jednak będziecie potrzebować więcej mocy, najlepiej sięgnąć po lampy studyjne z zasilaniem bateryjnym - np. Quadralite Atlas 600, Profoto B1 czy Phottix Indra. Oczywiście na rynku jest więcej rozwiązań, ale piszę o tych, z którymi miałem do czynienia. Dają nieporównywalnie większą moc, a oferują takie systemy, jak TTL czy HSS, które są niesamowicie przydatne podczas pracy w plenerze. Największą przeszkodą dla wielu początkujących może okazać się cena, która waha się od 3 do 9 tys. zł za jedną lampę.
Lampy systemowe, TTL i HSS
Oczywiście lampa lampie nierówna. Manualne Yongnuo kupujemy już za 200 zł, natomiast Canona 600-EX II RT za ponad 2000 zł. Dobierając lampę do strobingu, warto zwrócić uwagę na moc - tu polecam te o liczbie przewodniej powyżej 50 - w plenerze moc lampy odgrywa kluczową rolę. W dzień lampy najczęściej będą błyskać z maksimum swoich możliwości. Druga sprawa to systemy - HSS i TTL. Oba są bardzo przydatne podczas pracy w plenerze, a w szczególności ich możliwość synchronizacji z krótkimi czasami naświetlania.
TTL zwolni nas z konieczności ustawiania mocy ręcznie. Pracując z lampami w tym systemie, aparat zmierzy ilość odbitego światła po wysłaniu przedbłysku pomiarowego i dobierze odpowiednią moc lampy. Ten system sprawdza się naprawdę rewelacyjnie, bo nasza ingerencja w lampę jest praktycznie zerowa - elektronika potrafi zdziałać cuda. Jednak, aby nie było tak różowo, gdy ustawimy drugą lampę w kontrze, lampa główna lubi się zgubić i nie doświetlić zdjęcia. Wtedy mimo wszystko lepiej przejść na sterowanie ręczne. Tu niezbędne będą eksperymenty.
HSS pozwoli przede wszystkim na pracę z krótkimi czasami otwarcia migawki. To również ma ogromne znaczenie podczas pracy w plenerze. O ile w poradniku, w którym budowałem domowe studio, nie miało to większego znaczenia, o tyle w plenerze jest niesamowicie ważne. Zakładam, że robiąc portrety, będziecie chcieli korzystać z otwartej przysłony. Nic dziwnego, w końcu wydajemy mnóstwo pieniędzy na jasne obiektywy, żeby cieszyć się płytką głębią ostrości. Jednak musicie pamiętać, że nie mając trybu HSS, jesteście ograniczeni czasem synchronizacji waszego aparatu. Najczęściej to okolice 1/200 sekundy, choć tę wartość musicie sprawdzić w specyfikacji. Gdy pracujecie w dzień, przy otwartej przysłonie i niskim ISO, czas najczęściej będzie wynosił około 1/1000-1/4000 sekundy, w zależności od tego, jak jasny jest dzień i z jakiej przysłony będziecie korzystać. Jeśli jednak będziecie chcieli błyskać bez HSS z takimi czasami, błysk lampy nie będzie widoczny.
Większość lamp systemowych, kosztujących od 500 zł w górę, jest wyposażona w ten tryb, więc mając aparat i wyzwalacze radiowe, które również go obsługują, nie musicie się o nic martwić. Błysk będzie widoczny aż do 1/8000 sekundy. Wynika to z faktu, że lampa w tym trybie wysyła serię błysków przez cały czas przechodzenia szczeliny migawki nad sensorem. Dzięki temu kadr naświetlony jest w całości.
Mój zestaw
Do przygotowania poradnika wykorzystałem dwie lampy Quadralite Stroboss 60. Charakteryzują się one sporą, jak na lampy reporterskie, mocą, a do tego wyposażone są w systemy TTL i HSS. Ich plusem jest również pełna współpraca z Navigatorem X, którym były wyzwalane. Taki zestaw pozwala mi na sterowanie trybami, mocą czy kompensacją błysku bez podchodzenia do lamp. Potrzebne parametry wyświetlane są na ekranie nadajnika, co jest bardzo wygodne.
Lampy i nadajnik zasiliły nowe akumulatory GP ReCyko+ Pro. W plenerze, gdzie lampy pracują najczęściej z pełną mocą, szybkie ładowanie i wytrzymanie dużej liczby błysków, to podstawa. Rzeczywiście, w porównaniu do wcześniej stosowanych, mniej renomowanych akumulatorów czy baterii alkalicznych, ReCyko + Pro sprawdzają się lepiej. Szybciej ładują lampy, podczas sesji nie musiałem ich wymieniać. Mimo że wiele osób tę kwestię traktuje nieco po macoszemu, to w trakcie zdjęć okazuje się, że ma naprawdę ogromne znaczenie.
Lampy powędrowały do uchwytów Quadralite S-Holder, a te na statywy Air 260. Dodatkowo, do niektórych zdjęć użyłem filtrów barwnych firmy Bowens. Modyfikatorem był biały parasol 110 cm. Fotografowałem redakcyjnym Canonem 5D Mark III, z obiektywami 24-70 mm f/2.8L i Sigmą 35 mm f/1.4 Art. Cały zestaw powędrował do plecaka Peak Design Everyday 30L, natomiast statywy i parasol do chińskiego pokrowca. Nie miałem żadnego problemu, żeby całość przenieść i rozstawić samemu. To główna zaleta lamp reporterskich - są małe i lekkie, co mocno odczułem podczas tej sesji.
Jak dobrać parametry?
Z tym zagadnieniem zmaga się wielu początkujących fotografów. Załóżmy jednak, że mamy zestaw, który oferuje tryb HSS, więc nie musimy przejmować się czasem synchronizacji. Tak czy inaczej zawsze będziemy pracować w trybie w pełni manualnym. Zacznijmy od ustawienia ISO - zazwyczaj ustawiamy je na najniższe natywne, czyli 100 lub 200. Następnie przechodzimy do przysłony. W tym miejscu decydujemy o głębi ostrości. Pamiętajcie, że fotografując w ciekawym miejscu, które warto pokazać na zdjęciach, należy domknąć przysłonę do wartości f/4-5.6, aby nie rozmywać tła zbyt agresywnie. Jednak korzystając z krótszych obiektywów i mniej ciekawych teł, możecie się pokusić o f/1.4 czy f/2.0. To zależy tylko i wyłącznie od was i efektu, który chcecie osiągnąć. Następnie dobieracie czas naświetlania. Ja zazwyczaj pierwsze zdjęcie robię z takim czasem, przy którym drabinka ekspozycji w wizjerze pokazuje poprawne naświetlenie, czyli 0EV.
Wtedy często decyduję, że chcę delikatnie przyciemnić tło, więc czasem naświetlania odcinam np. 1EV od ekspozycji światła zastanego. Dla przykładu - skracam czas naświetlania z 1/1000 s na 1/2000 s. Po zrobieniu kolejnego zdjęcia testowego włączam lampę i albo zdaję się na TTL w lampie, albo ręcznie ustawiam jej moc, tak aby osiągnąć poprawną ekspozycję na twarzy modelki. Zazwyczaj podczas sesji jedynym parametrem, którym steruję, jest czas naświetlania, który decyduje o jasności całej sceny. Przejście przez te kilka kroków zajmuje mniej niż minutę, a dzięki nim będziecie mieli pełną kontrolę nad ekspozycją i będziecie mogli poświęcić całą swoją uwagę na pracę z modelką, co w tego typu sesjach jest absolutnie najważniejsze.
Gdzie błyskać?
Fotografowanie z lampami systemowymi niesie ze sobą kilka ograniczeń. Głównym jest niewielka moc, więc jeśli planujecie wygaszać światło zastane w słoneczny dzień, nie łudźcie się - to się nie uda. Dzień, w którym fotografowałem, miał mocno zmienną pogodę - raz świeciło słońce, a po chwili przysłaniała je gruba warstwa chmur. Lubię fotografować przy takiej aurze, bo w przeciągu godziny mogę zrobić zdjęcia z zupełnie różnym klimatem. Miejscem zdjęć były okolice Mostu Grunwaldzkiego i Biblioteki UW. Te dwa miejsca dawały mi dwa różne spojrzenia na światło - przy bulwarze było bardzo jasno, więc mogłem jedynie wypełnić cienie, natomiast wchodząc pod dach otwartego patio biblioteki, mogłem sprawić, że błysk jest bardziej widoczny.
Planując zdjęcia, starajcie się tak dobrać miejsca, żeby dać lampom pole do popisu. Wyszukujcie miejsca zacienione, takie jak okolice gęstych drzew, cienie budynków czy późniejsze godziny, kiedy światło słoneczne jest mniej intensywne.
Jak fotografowałem?
Zaczęliśmy od zdjęć nad brzegiem Odry. Tam słońce było dość intensywne, więc nie mogłem myśleć nad mocniejszym zdominowaniem kadru błyskiem. Pracowałem na otwartej przysłonie, aby osiągnąć dość płytką głębię ostrości. Lampa działała na pełnej mocy i była ustawiona około metr od twarzy Kingi. To spowodowało, że mimo dość ciężkich warunków błysk przebił się przez ekspozycję i ładnie odciął modelkę od tła.
Idąc w stronę biblioteki, zahaczyliśmy o błękitne miejsca parkingowe. Chciałem dodać mocnego akcentu kolorystycznego do moich zdjęć, więc poprosiłem Kingę, aby usiadła na jednym z nich, a cały kadr zrobiłem z góry. Tu lampa również pracowała z maksimum mocy, wypełniając mocne cienie, które pojawiły się na twarzy modelki.
Kolejne zdjęcia zrobiliśmy w cieniu rozłożystego drzewa. W związku z tym, że światła zastanego w tym miejscu było znacznie mniej, mogłem bardziej zdominować kadr błyskiem. Nie mogłem jednak przesadzić, bo przy pełnej mocy lampy, drzewo niknęło w czerni. W tym miejscu zdałem się na automatykę TTL, ale lampa pracowała z około połową mocy.
W tym samym miejscu sięgnąłem po drugą lampę, na którą nałożyłem pomarańczowy filtr. Mimo że był środek dnia, chciałem zasymulować zachodzące słońce. Lampę ustawiłem tak, aby palnik był tuż poza kadrem, aby złapać delikatną flarę. Dzięki temu uzyskałem ciekawy efekt, a zrobienie takiego zdjęcia było banalnie proste. Wystarczyło włączyć drugą lampę, nakleić filtr i przełączyć się na manualne sterowanie lampami, bo lampa kontrowa zakłamywała pomiar lampy głównej i tyle. Zdjęcie gotowe!
Po wyjściu z cienia drzewa poszliśmy w kierunku budynku biblioteki. Pierwsze zdjęcia zrobiliśmy na schodach. Tu zacząłem od wykorzystania jednej lampy z parasolką. Przełączyłem się w tryb TTL, następnie ustawiłem ekspozycję tak, aby budynek w tle, mocno znikał w cieniu. Dzięki temu uzyskałem efekt widocznego błysku, bo Kingę schowałem na początku cienia, który rzucało zadaszenie budynku.
Na kolejnych zdjęciach znów skorzystałem z dwóch lamp. Tym razem filtr pomarańczowy zastąpiłem zielononiebieskim, który dopełnił nieco chłodne kadry, a całość dodatkowo wzmocniłem odpowiednią obróbką. Chciałem podkreślić blond włosy Kingi i błyszczącą, skórzaną kurtkę. Tu znów musiałem wrócić do ustawień manualnych w lampach. Główna błyskała z połową mocy, natomiast kontra z 1/4. Dzięki takiemu ustawieniu odciąłem modelkę od tła, a kolorowy filtr dodał klimatu zdjęciom.
Dwa zdjęcia poniżej zrobiłem, fotografując pod słońce, ale ukrywałem je za krawędzią dachu. W przeciwnym wypadku musiałem liczyć się z zupełnie przepalonym niebem lub brakiem widoczności błysku. Oba zdjęcia zrobiłem, pracując z maksimum mocy lampy.
Na ostatnim zdjęciu skorzystałem z ciekawej faktury drewnianych desek ułożonych na ścianie budynku. W tym miejscu było dość jasno, więc znów użyłem pełnej mocy lampy, ustawiając ją maksymalnie blisko Kingi, ale tak, aby parasol nie wchodził w kadr.
Na koniec
Jak mogliście zobaczyć, błyskanie w plenerze z lampami systemowymi to żadne rocket science. Wystarczy zbudować zestaw, który obsłuży błysk w trybie HSS, a ten przy fotografii portretowej będzie niezwykle przydatny. Błyskanie w plenerze to świetna zabawa i sposób na osiągnięcie zupełnie innych efektów, które nie są możliwe, gdy korzystamy jedynie ze światła zastanego. Mocno zachęcam was do takich eksperymentów, bo lampy błyskowe naprawdę mogą tchnąć powiew świeżości do waszego portfolio. Udanych kadrów!