Wśród duchów Detroit
Gdy skończyła się złota era przemysłu, z Detroit zaczęli znikać ludzie. W ciągu 50 lat wyprowadziła się stąd połowa mieszkańców. Kevin Bauman przygląda się temu, co po nich pozostało.
15.06.2012 | aktual.: 26.07.2022 20:31
W Detroit wiara w nowoczesność i postęp spotkała swój smutny koniec. Niegdysiejsze dumne Motor City zapadło się pod ciężarem swojego przemysłowego dziedzictwa i stało się amerykańską Atlantydą, z której na przestrzeni półwiecza wyemigrowała połowa populacji. W wieżowcach pamiętających złoty wiek prosperity zapanowała cisza, a symbol miasta – stacja kolejowa Michigan Central Station, przed stu laty najwyższa budowla na świecie, zmieniła się w ponury sarkofag wypełniony pyłem i gruzem.
Opuszczone miasta i krajobrazy przypominające scenerię świata po apokalipsie fascynują i przyciągają tych, którzy chcieliby poczuć się jak w grze komputerowej na żywo. Dla takich „turystów”, którzy bez głębszego zastanowienia ekscytują się wszystkim, co opustoszałe i nie chcą wiedzieć, co się tu stało i dlaczego, amerykański dziennikarz Kyle Chayka stworzył określenie „ruinowe porno”.
Ale można też inaczej. Na przykład tak, jak robi Kevin Bauman, który również wędruje po Detroit i okolicach z aparatem (zazwyczaj 40-letnim Hasselbladem z obiektywem 50 mm). Bauman znany jest ze swoich komercyjnych projektów – fotografuje architekturę i wnętrza dla m.in. "The New York Timesa", "The Economist" czy "National Geographic" – ale jego najbardziej doceniona praca to osobisty dokument z rodzinnego miasta, "100 Abandoned Houses".
Fotograf, który wychował się w pobliżu Detroit, spacerował często wśród coraz bardziej pustoszejących ulic i wyludniających się dzielnic. Stale zauważał wokół siebie imponujących rozmiarów domy pozostawione bez opieki. Szczególnie interesowała go położona niedaleko centrum dzielnica Brush Park, pełna zabytków z „wieku pozłacanego” (II połowa XIX wieku w USA).
"Jak taka bogata dzielnica mogła stać się przykładem upadku amerykańskich miast?” - pyta Bauman. "»100 Abandoned Houses« w pewnym sensie przypomina katalog nieruchomości" .
Faktycznie, reprezentacyjna setka to za mało, aby oddać skalę zjawiska – w Detroit ponad 12 tysięcy domów nie ma właściciela. W czasie gdy pracował nad projektem, niektóre z dzielnic zaczęły się ożywiać, w innych pozostały już tylko śmieci, spalone fasady, wałęsające się psy i nieliczni zrezygnowani mieszkańcy. Ci ostatni docenili przedsięwzięcie fotografa i zapraszali go do swoich domów, aby je sfotografował, dopóki jeszcze stoją.Ze względu na kryzys w ciągu minionej dekady liczba opuszczonych domów w Detroit podwoiła się. W fotografii temat kryzysu w USA jest często poruszany, a dobrym przykładem jest chociażby zdjęcie nagrodzone w konkursie World Press Photo 2009. Znana fotografia Anthonego Suau przedstawia policjanta, przeszukującego dom w Cleveland po eksmisji zadłużonych lokatorów.
Bauman zwraca uwagę na jeszcze jedno zjawisko: w Detroit cywilizacja przemysłu stopniowo zaczyna przegrywać z naturą, która powraca do domu. Na opuszczonych działkach coraz częściej powstają partyzanckie farmy, po ulicach zaczynają wędrować dzikie zwierzęta. Poza tym, mimo wszystko, życie przecież trwa. Dlatego kolejny projekt fotografa to "Small Churches" – wędrówka śladami kościołów w okolicy, wszechobecnych i malutkich jak kioski czy garaże.
"Mam wrażenie, że w Detroit każdy budynek był albo jest kościołem, a jeśli nie, to nim będzie w przyszłości" - mówi Bauman.
Zdjęcia z portfolio Kevina Baumana można zobaczyć na jego stronie. Warto zajrzeć też na jego bloga i Facebooka.