Yi M1 – tani, chiński bezlusterkowiec w naszych rękach [wideo]
Wygląda, jak plastikowa wersji Leiki T, matrycę ma od Sony, a system działa jak na starym smartfonie z Androidem. Mimo to ma kilka autorskich pomysłów i jest tani. Kończąc nasz pobyt na targach Photokina zerknęliśmy okiem na niespodziewaną nowość prosto z Chin – bezlusterkowca Yi M1.
22.09.2016 | aktual.: 26.07.2022 18:51
Yi M1, czyli pierwszy chiński bezlusterkowiec
Firma Yi, a dokładniej Xiaoyi, to spółka należąca do chińskiego giganta – firmy Xiaomi, która akurat dzisiaj weszła na polski rynek. Nasi koledzy z komorkomania.pl uznali, że jest to wydarzenie roku w świecie smartfonów. Nic dziwnego - Xiaomi jest uznawany za „chińskiego Apple" i mocno rozpycha się w branży elektroniki użytkowej.
Yi M1 – tani, chiński bezlusterkowiec w naszych rękach
Co ciekawe, ekspansja Xiaomi na rynku europejskim zaczęła się od mniej znanej marki Xiaoyi, czyli właśnie producenta naszego opisywanego aparatu. A co jeszcze ciekawsze, pierwszym oficjalnym dystrybutorem tej marki w Polsce i Europie jest spółka JBTS, powstała pod koniec 2015 roku we Wrocławiu.
Xiaoyi ma też w ofercie w Polsce kamerki sportowe z serii Yi Action, a także kamerki do monitoringu Yi Home i rejestrator samochodowy Yi Dash Camera. Te pierwsze są konkurentami dla kamery GoPro, ale można je kupić w o wiele niższej cenie. Teraz firma Xiaoyi ma ochotę zagrozić potentatom fotograficznym i prezentują aparat bezlusterkowy Yi M1. Według producenta, to pierwszy tego typu zaprojektowany i wyprodukowany w Chinach aparat.
Stoisko marki Yi odwiedziliśmy już na samym końcu naszego pobytu na Photokinie. Jak widać, stoisko jest raczej małe, ale mimo to odwiedzało je spora grupa zwiedzających.
Leica, Sony, Olympus i Xiaomi w jednym
Yi M1 z zewnątrz wygląda jak plastikowy klon Leiki T. Jakość wykonania nie stoi na najwyższym poziomie, ale w rękach mieliśmy sprzęt, który jeszcze nie był wersją finalną. W środku bezlusterkowca znajdziemy matrycę Cztery Trzecie o rozdzielczości 20 Mpix, którą Chińczycy kupili od Sony. To sensor Sony IMX269, który jest prawdopodobnie stosowany przez firmę Olympus w modelu PEN-F oraz przez Panasonika w Lumixie GX8. Jest zatem duża szansa, że aparat będzie oferować naprawdę niezłą jakość obrazu.
Yi M1 umożliwia fotografowanie z czasami w zakresie 60 s. - 1/4000 s. (synchronizacja flasha przy 1/125 s.) oraz prędkością zdjęć seryjnych do 5 kl./s. Nie zabrakło także możliwości nagrywania filmów w rozdzielczości 4K z prędkością 30 klatek na sekundę. Autofokus chińskiego aparatu jest oparty na detekcji kontrastu i ma 81 punktów.
Z tyłu ulokowano 3-calowy, dotykowy ekran LCD, o całkiem przyzwoitej rozdzielczości. Aparat ma zaledwie dwa fizyczne przyciski z tyłu, a ma być obsługiwany głównie dotykiem przez ekran. Oczywiście, na obudowie znajdziemy także spust migawki z dźwignią on/off, a także dwie tarcze – jedną do zmiany trybów, a drugą funkcyjną, ale producent podkreśla, że jego obsługa ma być bardzo prosta. Chiński bezlusterkowiec ma także slot na karty SD, ale też złącze USB 2.0, microHDMI i gorącą stopkę. Jest też łączność Wi-Fi i Bluetooth do bezprzewodowej łączności ze smartfonem.
Cena – niska, ale nie bezkonkurencyjna
Yi M1 będzie dostępny w dwóch kolorach – czarny matowy oraz srebrny. Aparat podobno trafi na chiński rynek już 23 września w cenie 2199 Yuanów (390 euro) za zestaw z obiektywem 12-40 mm f/3.5-5.6 oraz 2999 Yuanów (490 euro) z obiektywem 42.5 mm f/1.8. Niestety, nie wiemy jeszcze, kiedy sprzęt będzie dostępny w Polsce.
Ok. 1600-1700 zł za podstawowy zestaw to cena atrakcyjna, szczególnie za nowoczesny aparat o takich parametrach i z naprawdę dobrą matrycą, stosowaną w o wiele droższych modelach. W tej cenie możemy spokojnie znaleźć bezlusterkowce takie, jak Olympus PEN E-PL6, Olympus OM-D E-M10 (z wizjerem elektronicznym), Panasonic Lumix GF6/7 czy nawet G6. Jestem bardzo ciekawy, jak Yi M1 wypadnie w rzeczywistości na ich tle.