Olympus OM‑D E‑M10 - dopracowany, rozsądny i piękny [test]
Olympus OM-D E-M10 wygląda jak mniejszy i uboższy klon starszego modelu E-M5. Pozory jednak mylą. W odróżnieniu od producentów lustrzanek Olympus nie serwuje nam odgrzewanego kotleta, ale świetnie doprawione i pięknie zaserwowane danie.
Wykonanie
Pod względem wyglądu i wielkości Olympus OM-D E-M10 przypomina model OM-D E-M5, jednak nie jest jego dokładną kopią. Wykonany w całości z metalu korpus jest widocznie mniejszy oraz lżejszy (396 g z baterią i kartą pamięci), ma też wbudowaną lampę błyskową. Brakuje mu niestety uszczelnień, a świetną 5-osiową stabilizację zastąpiono 3-osiowym układem znanym z aparatów serii PEN.
Pomimo nieco mniejszych gabarytów aparat dobrze leży w dłoniach. Do jego wykonania nie można mieć zastrzeżeń. Wprawdzie przedni uchwyt jest trochę za płytki, jednak producent zastosował lepszą i ładniejszą niż w E-M5 gumę antypoślizgową, z wyglądu przypominającą skórę. E-M10 waży też mniej niż poprzednik i trzyma się go dużo pewniej i wygodniej. Gdyby jednak komuś było mało, może skorzystać z nowego krótkiego gripa ECG-1, który gwarantuje pewny uchwyt.
Grip zasługuje na uwagę nie tylko dlatego, że jest dobrze wykonany. Po przykręceniu do dolnej ścianki można szybko odczepić główną część gripa i uzyskać dostęp do komory baterii oraz karty. To rozwiązanie szczególnie przydatne wtedy, gdy aparat stoi na statywie, a skończyła się pamięć na zdjęcia czy brakuje energii. Duży plus dla projektantów za to praktyczną nowość.
Olympus E-M10 został wyposażony z pochodzący z modelu E-M5 wizjer elektroniczny o rozdzielczości 1,44 mln punktów (100% kadru, powiększenie 1,15x). To udany, dosyć duży i przejrzysty celownik, który jednak nie oddaje barw tak dobrze jak wizjer w E-M1. W Olympusie E-M10 na szczęście nie zastosowano ekranu AMOLED z modelu E-M5, który był krytykowany przez wielu za kiepskie barwy i kąty widzenia. Nowy OM-D otrzymał świetny odchylany, 3-calowy ekran LCD o rozdzielczości 1,03 mln punktów z flagowego modelu E-M1. Wyświetlacz dobrze odwzorowuje kolory, jest jasny i kontrastowy. Złego słowa nie można też powiedzieć o działaniu funkcji dotyku. Szkoda tylko, że ekran jest dosyć gruby i toporny jak na współczesne standardy.
Pod obudową znajduje się matryca z modelu OM-D E-M5, czyli sensor formatu Mikro Cztery Trzecie typu Live MOS o rozdzielczości 16 Mpix. Matryca współpracuje z procesorem obrazu TruePic VII z flagowego E-M1, co wpływa pozytywnie nie tylko na wydajność aparatu, ale także na wykorzystanie potencjału matrycy. E-M10 umożliwia zapis zdjęć z prędkością 8 kl./s (do 16 kl. dla trybu RAW i nieograniczona dla trybu JPG) oraz zapis wideo w jakości Full HD 1920 x 1080 (60i). Jest też bezprzewodowa łączność Wi-Fi i gorąca stopka. Bezlusterkowiec otrzymał bazujący na detekcji kontrastu system automatycznego ustawiania ostrości FAST AF, który wykorzystuje 81 pól.
Obsługa
Układ przycisków w Olympusie E-M10 jest bardzo podobny do tego w E-M5. To sprawdzone rozwiązanie, w którym wprowadzono kilka drobnych, ale istotnych zmian. Krótko mówiąc, po prostu dopracowano ergonomię. Wszystkie tarcze, pokrętła i przyciski pracują z dużą kulturą i precyzją.
Tarcze zostały podniesione, nie są już tak głęboko osadzone. Przyciski z tyłu są nieco większe i bardziej płaskie, a ich skok przyjemniejszy. Są dobrze rozmieszczone z wyjątkiem przycisku Podgląd, który znajduje się w prawym górnym rogu, tuż ponad wyprofilowanym elementem na kciuk.
Trudno go komfortowo wcisnąć którymkolwiek z wolnych palców. Do plusów zaliczam możliwość ustawienia punku ostrości poprzez wciśnięcie jednego z czterech przycisków ulokowanych z tyłu, wokół przycisku OK. W większości bezlusterkowców trzeba najpierw aktywować funkcję ustawiania punktu AF. W Olympusie pominięto ten denerwujący krok, dzięki czemu obsługa jest szybsza i bardziej intuicyjna.
Niestety, w aparacie zabrakło systemu sterowania "2x2" znanego z E-P5 i E-M1, który zwiększa efektywność ustawiania głównych parametrów. Ogólnie jednak E-M10 obsługuje się komfortowo, wygodniej niż E-M5.
Menu
Menu Olympusa OM-D E-M10 to typowy dla tego producenta klasyk. Zostało ono podzielone na dwie części: tzw. skrócone menu w trybie podglądu na żywo oraz klasyczne, rozbudowane menu.
Skrócone menu uruchamia się przyciskiem OK. Na ekranie wyświetlają się wówczas po bokach dwie kolumny z parametrami. Menu jest jasne, przejrzyste i spójne z innymi bezlusterkowcami producenta. W głównym menu również nie wprowadzono zbyt wiele zmian – jest czytelnie, przejrzyście i przyjemnie. Wiele elementów da się ustawić zgodnie z własnymi potrzebami.
Wykonywanie zdjęć
Nieduża waga, zgrabna konstrukcja, wysokiej jakości materiały, dopracowana ergonomia i duża wydajność – to elementy, które sprawiają, że fotografowanie Olympusem OM-D E-M10 sprawia dużą przyjemność. Z aparatem współpracuje się bez większych nieporozumień.
Wystarczy rzut oka na przyciski i pokrętła i od razu wiadomo, co do czego służy. Jak na swoje gabaryty bezlusterkowiec przyjemnie i pewnie leży w dłoni – przynajmniej z małym obiektywem, takim jak 25 mm f/1.8 czy nowy M.Zuiko Digital 14-42 mm f/3,5-5,6 EZ, z którym aparat będzie sprzedawany w zestawie. W przypadku większych i cięższych konstrukcji przydatny może się okazać opisywany wcześniej grip.
Warto zwrócić uwagę na nowy „kitowy” obiektyw. To szkło typu „naleśnik” – ma zaledwie 22,5 mm głębokości i waży tylko 93 g. To najmniejszy kitowy obiektyw na świecie, który zupełnie zmienia sposób patrzenia na bezlusterkowce. Do tej pory nawet małe konstrukcje traciły swój kompaktowy charakter po dołączeniu wielkich zoomów. Dzięki nowemu obiektywowi Olympus E-M10 jest naprawdę bardzo mały i lekki. Pod względem rozmiarów jest porównywalny z aparatami kompaktowymi, można go schować do kieszeni czy włożyć do torby – na pewno nie będzie powodował dyskomfortu. To kapitalne rozwiązanie.
Ciekawym dodatkiem jest też nowy dekielek nakręcany na obiektyw. Nakładka automatycznie się otwiera i zamyka, podobnie jak w Stylusie 1. Dzięki temu obiektyw jest chroniony, kiedy nie jest używany, a fotograf nie musi się martwić, że zgubi dekiel. To kolejne drobne, ale praktyczne udogodnienie przygotowane przez projektantów firmy Olympus, za które należą im się duże brawa.
Zgrabny bezlusterkowiec otrzymał akumulator BLS-5 o pojemności 1080 mAh, który według zapewnień producenta wystarcza na wykonanie ok. 300 zdjęć. Testy potwierdziły te deklaracje. To dobry wynik. Warto wspomnieć, że zestawie znajduje się dedykowana ładowarka, co wcale nie jest oczywiste w przypadku aparatów innych producentów.
Olympus OM-D E-M10 oferuje wysoką jakość zdjęć; są one porównywalne z tymi zrobionymi E-M5, ale nie tak dobre jak te wykonane konkurencyjnymi matrycami APS-C. Sensor ma bardzo dobre osiągi w kwestii szumów czy oddania szczegółów, jednak fizycznych rozmiarów nie da się oszukać. Pod względem plastyki zdjęć E-M10 jest wciąż za bezlusterkowcami czy lustrzankami z większymi matrycami. Osobiście nie jestem też wielkim fanem charakterystycznej kolorystyki zdjęć z bezlusterkowców tego producenta. W plikach RAW nie ma to znaczenia, ale przy fotografiach zapisanych w trybie JPEG można dostrzec czasami za dużo koloru pomarańczowego, kiedy indziej różowego. Podczas testów E-M10 ogólnie nieźle radził sobie z oddaniem balansu bieli, poza światłem żarowym. Nie miał problemów z pomiarem ekspozycji.
Piękny bezlusterkowiec nie otrzymał chwalonego 5-osiowego systemu stabilizacji matrycy, jak jego starsi bracia z rodziny OM-D. Chcąc ograniczyć rozmiary i obniżyć cenę aparatu, producent wyposażył E-M10 w prostszy, starszy system 3-osiowy, stosowany w aparatach z serii PEN. Jeśli to ma być kompromis, to chciałbym, aby kompromisy zawsze tak wyglądały. System stabilizacji działa bardzo dobrze, zapewnia wydajność na poziomie nawet do 3 EV. Z włączonym trybem IS można spokojnie wykonywać nieporuszone zdjęcia z czasami ok. 1/10 s.
Autofokus
Olympus OM-D E-M10 ma system FAST AF, czyli 81-punktowy moduł AF oparty na detekcji kontrastu. System automatycznego ustawiania ostrości działa wręcz wzorcowo. W dobrych warunkach ustawia ostrość w mgnieniu oka – nawet poniżej 0,5 s. Przy gorszym świetle wspomaga się czerwoną diodą, a czas spada do ok. 1 s.
Szybkość i wydajność
Nowy procesor obrazu TruePic VII zapewnia wysoką wydajność. Aparat nie zacina się, szybko przewija i powiększa zdjęcia, a migawka reaguje błyskawicznie (zarówno na wciśnięcie bardzo precyzyjnego spustu, jak i dotyk na ekranie). Olympus OM-D E-M10 osiąga deklarowaną przez producenta prędkość zdjęć seryjnych do 8 kl./s przez ok. 10 s. dla formatu JPEG oraz ok. 2 s. przy zapisie plików RAW + JPEG. To bardzo dobry rezultat, o którym klasyczne amatorskie lustrzanki mogą tylko pomarzyć.
Funkcje dodatkowe: Wi-Fi
Moduł Wi-Fi jest już standardem w nowych bezlusterkowcach japońskiego producenta. Nie inaczej jest w przypadku Olympusa OM-D E-M10.
Aby połączyć się z aparatem, wystarczy zainstalować w smartfonie lub tablecie aplikację Olympus Image Share (dostępna w App Store oraz Google Play) i zeskanować odpowiedni kod QR z ekranu aparatu. Połączenie zostanie nawiązane automatycznie i zapamiętane.
Aplikacja Olympus Image Share jest przejrzysta, ma bardzo prosty i estetyczny interfejs, w którym każdy powinien się odnaleźć. Działa sprawnie, nie zawiesza się, a po rozłączeniu szybko nawiązuje ponowne połączenie.
Co ważne, oferuje bogate możliwości, takie jak sterowanie bezprzewodowe w trybach iAuto, PASM oraz Art, wybieranie punktu ostrości, fotografowanie w trybach pojedynczym, seryjnym oraz z timerem. Można też importować zdjęcia z aparatu, edytować je w smartfonie, dodawać geotagi i dzielić się nimi w Sieci.
Jakość zdjęć - szumy i detale
Zaczerpnięty z Olympusa OM-D E-M5 16-megapikselowy sensor Live MOS w połączeniu z nowym procesorem TruePic VII daje naprawdę dobre rezultaty. Fotografie są pozbawione widocznych szumów praktycznie do ISO 1600. Delikatne cyfrowe ziarno jest zauważalne przy ISO 3200, ale jest to nadal użyteczna wartość. Większa różnica w jakości zdjęć jest widoczna dopiero przy ISO 6400.
Olympus OM-D E-M10 dobrze oddaje detale do czułości ISO 3200. Dopiero przy wyższej wartości ISO 6400 widać spadek jakości i jest to ostatnia użyteczna czułość.
Przykładowe zdjęcia
Wszystkie zdjęcia zostały wykonane w formacie RAW i wywołane bez obróbki na standardowych ustawieniach w programie Adobe Photoshop Camera Raw 8.4 for CS6 Release Candidate.
Więcej zdjęć w pełnej rozdzielczości możecie obejrzeć na naszym profilu na Flickr.com.
Co nam się podoba
Olympus OM-D E-M10 imponuje zgrabnymi rozmiarami i niską wagą (nawet z kitowym uniwersalnym zoomem 14-42 mm), przemyślaną ergonomią, wykonaniem na bardzo wysokim poziomie oraz modułem Wi-Fi z dopracowaną aplikacją. Kolejne zalety to szybki i precyzyjny system AF, świetnie działający także poprzez dotyk na ekranie, wysoka prędkość zdjęć seryjnych (8 kl./s), niskie szumy, dobre oddanie detali i duży wybór obiektywów wysokiej jakości. Aparat ma też dobry stosunek jakości do ceny.
Co nam się nie podoba
Korpus jest solidny, jednak szkoda, że nie został uszczelniony. Cóż, to wynik chęci obniżenia ceny. Aparat ma problemy z oddaniem barw w sztucznym świetle żarowym, np. gdy fotografuje się nocą na ulicach miasta. Brakuje też możliwości obsługi menu poprzez dotyk na ekranie, który z kolei jest dosyć toporny, chociaż solidny.
Wybór obiektywów systemowych jest wprawdzie duży, jednak ich ceny cały czas są wysokie, a dostępność (także na rynku wtórnym) ograniczona.
Werdykt
Olympus rozwija się w dobrym kierunku, stale dopracowuje i rozbudowuje swoje konstrukcje. Olympus OM-D E-M10 jest tego świetnym przykładem. Z pozoru to po prostu nieco mniejszy i tańszy brat modelu E-M5, jednak wprowadzone zmiany i różnica w cenie wcale nie są takie małe. Projektantom udało się dopracować ergonomię, poprawić jakość wykonania, pomniejszyć korpus. Cena aparatu w momencie wprowadzenia go do sprzedaży to 2700 zł (sam korpus).
Kosztuje więc ok. 800 zł mniej niż OM-D E-M5, a jego cena zapewne jeszcze spadnie. W kwestii jakości zdjęć, szybkości AF czy wydajności jest równie dobrze, a jakość wykonania i ergonomia stoją nawet na wyższym poziomie. Dodano moduł Wi-Fi, wbudowaną lampę błyskową i świetny ekran z E-M1, ale zabrakło uszczelnień korpusu czy 5-osiowego systemu stabilizacji.
Wybór zależy oczywiście od indywidualnych potrzeb, jednak w tej cenie Olympus OM-D E-M10 oferuje bardzo dużo i z miejsca wyrasta na jeden z lepszych produktów w klasie Mikro Cztery Trzecie. Ma też wiele do zaproponowania fotografom w porównaniu z aparatami z większymi matrycami, jednak fizycznej wielkości sensora się nie oszuka. Ma to swoje plusy związane z mniejszymi obiektywami, ale i minusy, takie jak gorsza plastyka zdjęć. Warto mieć to na uwadze, podejmując decyzję o zakupie.