Koniec lustrzanek jest blisko. Przyszłość jest w bezlusterkowcach

Wiem, że dla wielu z was tytułowe stwierdzenie jest oczywiste. Jednak nie dla wszystkich. Współczesny rynek bezlusterkowców rozwija się w zabójczo szybkim tempie, ale wciąż wiele osób uważa, że lustrzanki to jedyny słuszny wybór.

Koniec lustrzanek jest blisko. Przyszłość jest w bezlusterkowcach
Marcin Watemborski

02.08.2019 | aktual.: 05.08.2019 10:20

W przeciągu ostatnich 2 lat rynek bezlusterkowców bardzo się rozwinął. Od pojawienia się w modeli Sony A9, Sony A7R III, Sony A7 III upłynęło już trochę czasu. Na tyle dużo, że niedawno zobaczyliśmy model Sony A7R IV z 61-megpikselową pełnoklatkową matrycą. W całym przekonaniem mogę powiedzieć, że ten producent ma ogromny wpływ na rozwój technologii i doskonale wie, co robi.

Jednak mimo tego, że co chwilę pojawiają się coraz lepsze korpusy pozbawione lustra, aparaty DSLR wciąż cieszą się uznaniem wielu fotografów. Dlaczego? Z kilku prostych powodów. Przede wszystkim to sprawdzone rozwiązanie, które zakorzeniło się w fotografii wiele lat temu. Z resztą – przed erą cyfrową, profesjonalne aparaty były kojarzone głównie z lustrzankami – małoobrazkowymi oraz średnimi formatami. Oczywiście pomijając doskonałe aparaty dalmierzowe Leiki, Voigtlangera i ukochanego Contaxa. Współcześnie trzeba zmienić podejście. Aparat bez lustra może być i jest profesjonalny.

Dawno temu Panasonic miał pomysł

Wszystko zaczęło się w 2009 roku, gdy na rynku pojawił się korpus Panasonic GH1. Pierwszy sensowny (drugi w kolejności po G1) bezlusterkowiec z matrycą Mikro Cztery Trzecie i wymiennymi obiektywami. Miał matrycę CMOS o rozmiarze 17,3 x 13,0 mm oraz rozdzielczości 12,1 efektywnych megapikseli. Mógł robić zdjęcia w RAW-ach, nagrywać filmy w rozdzielczości Full HD. Dodatkowo był mały i lekki, co sprzyjało zabieraniu go ze sobą wszędzie.

Idea bezlusterkowców była wtedy prosta. Małe aparaty miały dawać satysfakcjonującą jakość obrazu, oferować zaawansowane funkcje potrzebne profesjonalistom i być kompaktowe – w rozumieniu ich mobilności. Można powiedzieć, że od tego wszystko się zaczęło.

W ślady Panasonika poszedł Olympus i zaprezentował swoje rozwiązania. Obaj producenci wypuszczali korpusy z tym samym bagnetem, promując system Mikro Cztery Trzecie. Mniejszy nie znaczył już gorszy – znaczył zaawansowany, ale do specyficznych scenariuszy.

Sony i rewolucja pełnoklatkowa

Pierwszym pełnoklatkowym bezlusterkowcem, który zrobił furorę był model Sony A7 z 2013 roku. Jakiś czas później pojawiły się dwa kolejne modele, a właściwie linie aparatów z oznaczeniem A7S oraz A7R. Pierwszy z nich był przeznaczony do filmowców i oferował rozszerzoną czułość ISO oraz doczekał się kontynuacji w modelu Sony A7S II, oferującym czułość o wartości ponad 1 miliona. Drugi model z literą ”R” na końcu był przeznaczony dla tych, którzy potrzebowali większej rozdzielczości (ang. resolution). Ten z kolei doczekał się aż 4 generacji, a ostatnia nich ma matrycę 36x24 mm o rozdzielczości 61 megapikseli.

Kilka lat po pierwszych pełnoklatkowych bezlusterkowcach Sony, w ślad za tą firmą poszedł Nikon, prezentując modele Z6 oraz Z7 – jeden ”codzienny”, drugi z matrycą o rozdzielczości 45 Mpix. Międzyczasie standardem stały się podwójne sloty kart pamięci, na co narzekali konsumenci po wypuszczeniu tych dwóch modeli. Na dodatek oba zapisują zdjęcia na kartach XQD, które są mniej awaryjne niż karty SD, lecz drogie.

Podobnie było z Panasonikiem, który pokazał modele Lumix S1 oraz S1R – po raz kolejny, jeden dla zwykłych śmiertelników, drugi z dużą rozdzielczością matrycy. Te aparaty jednak miały ciekawą opcję robienia zdjęć w zwiększonej rozdzielczości dzięki wykonaniu serii zdjęć z przesunięciem matrycy i poskładaniu jej w jeden obraz. W przypadku Panasonika nie można zapominać o bardzo ważnej rzeczy, jak zaawansowane ustawienia filmowe, które znalazły zastosowanie w modelu Lumix S1H.

Canon również zaprezentował aparaty bezlusterkowe z matrycą pełnoklatkową. Model Canon EOS R, a później budżetową wersję (za 6500 złotych) Canon EOS RP. Więcej o nich znajdziecie w filmie pod spodem.

Codzienne użytkowanie, a specjalne przypadki

Przesiadłem się na bezlusterkowca z matrycą APS-C (Fujifilm X-T2) ponad 2 lata temu. Jestem zachwycony tą zmianą i wiem, że nie wrócę do lustrzanki cyfrowej. W mojej pracy, jako fotografa portretowego (głównie studyjnego), ten model sprawdza się świetnie. Nie fotografuję sportów, ani dynamicznych scen, więc nie martwię się prędkością autofokusa. Nie korzystam też z wysokiego ISO, więc nie przejmuję się rozmiarem matrycy.

Obraz

Jednak większość fotografów, zwłaszcza zawodowych, potrzebuje wysokiego używalnego ISO oraz szybkiego i pewnego autofokusa. Te opcje są gwarantowane przez współczesne pełnoklatkowe bezlusterkowce. Ba, systemu AF są bardziej rozległe i dokładniejsze niż w lustrzankach. Algorytmy wykrywania oka, twarzy (a nawet pysków zwierząt!) są świetne. Podobnie jest ze śledzeniem obiektów w całym kadrze.

Kiedyś zastanawialiśmy się nad ilością krzyżowych punktów AF w lustrzankach. W bezlusterkowcach to nas nie interesuje. Zwróćcie uwagę na układ automatycznego ustawiania ostrości w Canonie EOS R – ma ponad 5500 pozycji! To jest imponujące. Z doświadczenia powiem wam, że ten AF się po prostu nie gubi – nawet w ciemności nie ma większych problemów.

Wiem jednak, że używanie EVF, czyli wizjera elektronicznego może sprawiać problem wielu fotografom. Gdy jest ciemno, ten wizjer szaleje (póki co). Zmienia kolor sceny, zacina się, albo po prostu nic w nim nie widać. To jeden z głównych argumentów osób, które wolą lustrzanki. Jeśli obserwujecie jakieś wydarzenie przez wizjer aparatu i potrzebujecie zrobić zdjęcie dokładnie ”w tym momencie” – lustrzanka jest dla was.

Innym argumentem przemawiającym za lustrzankami jest kwestii blackoutu, czyli momentu wyciemnienia po zrobieniu zdjęcia. Najnowsze bezlusterkowce są już częściowo pozbawione tego efektu, ale jeszcze trochę czasu minie, zanim zostanie on wyeliminowany w każdym modelu.

Dłuższa żywotność baterii też jest domeną lustrzanek. Bezlusterkowce ciągną od groma energii, więc bez kilku dodatkowych akumulatorów nie da rady podczas długiego zlecenia. Ostatnim, co mi przychodzi do głowy w przypadku zalet lustrzanek jest czas włączenia i gotowości do pracy. Większość aparatów z układem luster (lub pryzmatem pentagonalnym) jest zdalna do fotografowania od razu po przesunięciu włącznika. Bezlusterkowce potrzebują ułamka sekundy by włączyć wizjer i przygotować matrycę, chociaż to i tak się zmienia z każdym nowym modelem.

  1. Bezlusterkowce dają gorszy obraz

Fakty i mity na temat bezlusterkowców

Nie mam pojęcia skąd się wziął ten mit. Układ wizjera nie ma wpływu na końcowy obraz. Matryce oraz procesory przetwarzania obrazu to kompletnie osobna rzecz. W połączeniu z dobrą optyką zagwarantują dobrą jakość obrazu.

  1. Ergonomia bezlusterkowców jest kiepska

Faktycznie na początku (czyli jakieś 5-10 lat temu) bezlusterkowce nie były mistrzowsko zaprojektowane. Dzisiaj w większości znajdziemy dżojstiki do ustawiania punktów AF, dodatkowy górny wizjer monochromatyczny i inne rozwiązania, znane z lustrzanek.

Obraz
  1. Bezlusterkowce mają gorszą optykę

Absurd. Obiektywy do bezlusterkowców mają niejednokrotnie lepszą konstrukcję optyczną –wykorzystują nowszą technologię niż stare obiektywy do lustrzanek. Poza tym zwróćcie uwagę na interesujące rozwiązania, jak programowalne pierścienie na tubusach obiektywów Canon RF. To naprawdę świetna sprawa. Poza tym, szkła przystosowane są w większości do pracy z matrycami pełnoklatkowymi o dużej rozdzielczości.

  1. Autofokus bezlusterkowców nie nadaje się do niczego

Kolejny błąd. Bezlusterkowce mają bardziej zaawansowane układy AF i zarządzające nimi algorytmy niż lustrzanki. Nie chodzi już nawet o samą ilość punktów ale inteligentne działanie. Fakt, że w niektórych modelach, układ ostrzenia potrafi gorzej działać w ciemności niż w przypadku lustrzanek, ale nie można mieć wszystkiego.

  1. Wizjer elektroniczny jest beznadziejny

Ponownie dochodzimy do zamierzchłych czasów, gdy ta technologia była dopiero w powijakach. Współczesne wizjery elektroniczne są bardzo dobrej jakości i mają wysoką rozdzielczość oraz odświeżanie. Dla przykładu, wizjer EVF w Panasoniku Lumix S1 ma odświeżanie na poziomie 120 kl./s, co jest zachwycającym wynikiem. Nie widać w nim opóźnień, zmian koloru, efektu rolling shutter ani artefaktów. Poza tym ekspozycja jest bardzo dokładnie pokazywana. Pamiętam, że sam przeżyłem szok, gdy przyłożyłem do oka Sony A9. W dobrych warunkach oświetleniowych ten obraz wyglądał jak widziany przez wizjer optyczny.

Jak podchodzicie obecnie do bezlusterkowców? Czy te aparaty nadadzą się do waszej pracy? Wielu fotografów ślubnych, portrecistów, miłośników krajobrazu czy innych dziedzin przeszło na aparaty pozbawione lustra. Fotoreporterzy oraz fotografowie sportowi są jednak nastawieni sceptycznie, ale w zupełności rozumiem ich obawy. Myślę jednak, ze za kilka lat bezlusterkowce będą na takim poziomie, że bez problemu wygryzą lustrzanki z rynku na dobre.

Źródło artykułu:WP Fotoblogia
poradnikibezlusterkowceInspiracje
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)