Smartfon za 2500 zł robi lepsze zdjęcia niż drogi aparat. Nie wkurza cię to?
Przy premierach kolejnych flagowych modelów smartfonów coraz bardziej zaczynam tracić wiarę w profesjonalne aparaty fotograficzne. Rozwój fotografii mobilnej jest tak szybki i zjawiskowy, że kupno aparatu może przestać mieć jakikolwiek sens. Po co wydawać 20 tys. na korpus (plus obiektywy), gdy 10 razy tańszy smartfon da mi zadowalający efekt? Coś tu poszło nie tak.
06.11.2020 | aktual.: 06.11.2020 14:16
Po przeczytaniu felietonu dra Jan-Jana Van der Vyera dotyczącego fotografii mobilnej i współczesnych aparatów, złapał mnie dół. Skoro wykształcony inżynier, fotograf i znawca technologii w jednym zauważa, że aparaty zostają w tyle z jakością obrazu w porównaniu do dostępnych na rynku smartfonów, to coś musi być na rzeczy.
Van der Vyer porusza temat tego, że zdjęcie pokazane po zrobieniu przez smartfona jest znacznie atrakcyjniejsze wizualnie niż zdjęcie prosto z aparatu (SOOC – Straight Out Of Camera) i faktycznie tak jest. To nie kwestia zaawansowanych rozwiązań optycznych, tylko w głównej mierze algorytmów przetwarzania obrazu, więc nie będziemy tu mówić o fotografii w tradycyjnym rozumieniu, a o fotografii obliczeniowej. Ale właściwie, dlaczego te algorytmy nie mogą trafić do profesjonalnych, znacznie droższych aparatów?
Nie chcę obrabiać zdjęć. Chcę ładnego obraza natychmiast!
Niby w porządku, bo przecież w zdjęciach z aparatu chodzi o możliwość manipulacji obrazem, chociaż nie każdego to obchodzi. Fotoreporterzy, fotografowie prasowi czy sportowi bardzo często używają plików JPEG, a nie plików RAW. Nie obrabiają zdjęć – chcą mieć dobry obrazek od razu po wciśnięciu spustu migawki. Jednak nie zawsze zdjęcia z najdroższych Canonów, Nikonów, Sony czy innych sprzętów takie są i aż proszą się o wyrównanie kolorów, podkręcenie kontrastu czy wyostrzenie. Myśl o tym, że takie rzeczy robią znacznie tańsze smartfony, które mamy w kieszeni, jest po prostu irytująca.
Jaka jest w takim wypadku przewaga profesjonalnych aparatów? Bateria? Bzdura, wystarczy power-bank. Optyka, by robić duże zbliżenia lub rozmywać tło? Nonsens. Spójrzcie na algorytmy naśladujące głębię ostrości w iPhone 12 czy Huawei Mate 40 Pro. Na dodatek warto wspomnieć o nowym rozwiązaniu Xiaomi, czyli wysuwanym obiektywie.
No to może mniejsze szumy i możliwość zrobienia ładnego zdjęcia nocnego? Wciąż nie. Smartfony Google Pixel z trybem Night Sight już dawno pokazały, że można zrobić świetne zdjęcie astro w niemal absolutnej ciemności. A co z zastosowaniem światła studyjnego przy portretach? Znów pudło – Profoto i Godox już dawno opracowali takie rozwiązanie do smartfonów. Niezawodność sprzętu? Częściej zdarzało mi się, że padł mi lub się zawiesił aparat, niż smartfon.
Najlepszy aparat to ten, który masz przy sobie
Powyższe zdanie wypowiedział Chase Jarvis po premierze iPhone 3G. Coraz częściej przejawia się ono w mojej głowie i coraz rzadziej wychodząc z domu mam ochotę brać ze sobą aparat. Przecież mam w kieszeni małe urządzenie, które spełnia moje potrzeby – strzelę nim dobry portret, zrobię zdjęcie uliczne, zeskanuję kod w sklepie, a przy okazji wrzucę coś do mediów społecznościowych.
Przeważnie nie drukuję zdjęć ani nie oglądam ich pod 100-procentowym powiększeniem, więc nie zwracam uwagi na typowe dla małych matryc artefakty i zlepki pikseli. Liczy się dla mnie to, że całość zdjęcia jest ostra, dobrze naświetlona (choćby w automatycznym trybie HDR), a kolory wiernie oddane.
Smartfon pozwala mi przestać kombinować i zająć się fotografowaniem – tak po prostu. Myśląc o zrobieniu zdjęcia panoramicznego, nie muszę patrzeć w którym miejscu kończy się poprzednie zdjęcie, a po prostu powoli przesuwać urządzenie i cyk. Po sprawie. Chcę nagrać film poklatkowy? Bez problemu – stawiam smartfona, opartego o doniczkę z kwiatkiem, włączam nagrywanie i leci. Znowu banał. Spodobał mi się robaczek idący obok? Kucam, robię zdjęcie makro i po sprawie.
Ta łatwość fotografowania i zwyczajna frajda sprawiają, że rośnie we mnie frustracja, gdy patrzę na tony sprzętu, które leża w torbach fotograficznych. Po jaką cholerę wydawałem na to pieniądze, skoro praktycznie cały czas to leży i się kurzy…?
Jest jeszcze inny aspekt, który sprawia, że moje wkurzenie sięga zenitu. Aktualizacje oprogramowania. W przypadku smartfonów co chwilę wychodzą nowe wersje systemów, nowe algorytmy i nagle okazuje się, że mój iPhone sprzed kilku generacji nie odstaje aż tak bardzo od współczesnych. Z aparatami tak nie jest. Mimo tego, że wiele firm dba długo o nowe wersje oprogramowania, to w końcu przestają je wydawać i jedynym rozwiązaniem wtedy staje się wydanie ponownie kilkunastu tysięcy złotych na nowy sprzęt. Warto? Moim zdaniem nie.
Po co kupować aparat?
Macie w domu aparaty kompaktowe, które zabieracie ze sobą na wakacje? Ja przyznam, że takowego nie mam i nawet nie myślałem o zakupie. Robię zdjęcia smartfonem – ładny widoczek, pamiątkowe zdjęcie przy zamku lub coś innego nie jest wymagające. Tak samo ze zdjęciami na imprezach rodzinnych – tu liczy się chwila, a nie oszałamiająca jakość obrazka, który będzie można wydrukować na billboardzie. Ponownie – do tego wystarczy smartfon.
Jak wspomniałem o reklamach, przypomniało mi się, że przecież okładki czasopisma, a nawet kampanie reklamowe firm modowych były już realizowane smartfonami. I to różnymi – nie tylko tymi z nadgryzionym jabłkiem. Wychodzi na to, że wykorzystanie drogich aparatów przestaje być aż tak konieczne.
Kilka lat temu aparaty w smartfonach nijak nie zbliżały się jakością do profesjonalnych lustrzanek czy bezlusterkowców. Wówczas warto było mieć nawet tańszy model jakiegoś producenta z kitowym obiektywem. Ale teraz…?
Zastosowanie profesjonalnych aparatów widzę w jednym przypadku. Jeśli ktoś jest zawodowym fotografem i doskonale wie, co chce osiągnąć, jakiego sprzętu potrzebuje, jak również chce mieć powtarzalność wszystkich efektów, nie dziwi, że sięga po sprzęt stworzony do jego pracy. Tyczy się to nie tylko fotografów mody czy portrecistów, ale przede wszystkim fotoreporterów. Oni musza mieć sprzęt pancerny, niezawodny, wręcz doskonały, a takie są współczesne aparaty cyfrowe. To narzędzie pracy, a nie widzimisię.
Inna sprawa to fotografia artystyczna i klasyczne aparaty fotograficzne – na film. Film ma kompletnie inną estetyką, a w połączeniu ze starymi obiektywami może dać powalające efekty. Przecież wyjściowe zdjęcie ze smartfona nijak nie zastąpi technik szlachetnych, jak mokry kolodion. Liczy się też workflow i wręcz rytualna obsługa aparatu. Doświadczenie i przyjemność z procesu bywa czasem ważniejsza niż efekt końcowy, ale to zrozumieją tylko ci, którzy zatracili się chociaż raz w ciemni.