10 aparatów fotograficznych, które zrobiły na mnie największe wrażenie w 2012 roku

Mijający 2012 rok obfitował w premiery ciekawych, innowacyjnych i przemyślanych aparatów fotograficznych. Widać wyraźnie tendencję, w którą idzie rynek - więcej aparatów z pełną klatką i bezlusterkowców, a zdecydowanie mnie tanich lustrzanek i kompaktów. Oto dziesięć aparatów, które zrobiły na mnie największe wrażenie i które mogę polecić każdemu.

10 aparatów fotograficznych, które zrobiły na mnie największe wrażenie w 2012 roku
Krzysztof Basel

Sony RX-100 to bez wątpienia najlepszy aparat kompaktowy 2012 roku. To uosobienie trendu panującego w świecie kompaktów - chęci upakowania jak największe ilości megapikseli w coraz mniejszych obudowach, polepszając jednocześnie jakość otrzymywanych zdjęć. Wszyscy próbują - jednym wychodzi się to lepiej, innym gorzej. Sony ze swoim najnowszym modelem Cyber-shot RX100 z pewnością należy do tej pierwszej grupy.

© KB
© KB

W malutkiej obudowie o piórkowej wadze umieszczono sporą, jak na kompakt matrycę oraz bardzo jasny, uniwersalny obiektyw. Ten zgrabny aparat oferuje zdjęcia o jakości podobnej, co tanie lustrzanki, a mieści się w kieszeni obcisłych spodni. Kupując go, nie będziesz musiał się martwić o szumy oraz jakość oddania szczegółów do ISO 3200, a nawet skrajna czułość ISO 6400 jest użyteczna. Obiektyw o maksymalnej przysłonie f/1.8 sprawia, że przy ogniskowej odpowiadającej 28 mm można uzyskać piękne rozmycia tła z minimalną głębią ostrości czy po prostu uchwycić względnie nieporuszone zdjęcie przy bardzo kiepskim świetle. Również oddanie barw jest bardzo dobre - wyjątkowo naturalne i przyjemne. Sama obudowa jest wykonana solidnie i z klasą.

[solr id="fotoblogia-pl-61874" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/1951,canon-eos-m-test" _mphoto="canon-eos-m-05-61874-252-050c8cc.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2483[/block]

Złego słowa nie powiem o ergonomii czy świetnym ekranie z tyłu, ale też pracy autofokusa. Z biegiem czasu mocno spadła też cena Sony RX-100, która na przełomie 2012 i 2013 r. wynosi ok. 2300-2500 zł. Dużo, jak za kompakt, ale za jakość trzeba płacić.

Gdybym miał doradzić osobie, która potrzebuje solidnego aparatu wysokiej jakości, ale nie chce angażować się profesjonalnie w fotografię  to byłby to właśnie Sony NEX-6. Moim zdaniem to najlepszy aparat, jaki został do tej pory wyprodukowany przez markę Sony. Ktoś może spytać, czemu akurat NEX-6, skoro jest wyższy NEX-7? Najnowszy NEX ma po prostu lepszy stosunek jakości i funkcji do ceny, poza tym ma lepszy AF i kilka dodatków, które bardzo cenię - np. Wi-Fi, którego brakuje w NEX-7. Bezlusterkowiec ten dorównuje lustrzankom po wieloma względami, a pod kilkoma nawet je prześciga.

Sony NEX-6 TEST

Sony NEX-6 został świetnie wykonany, ma ciekawe wzornictwo, dobrą ergonomię oraz obszerny, przyjemny grip, który sprawia, że aparatem fotografuje się z wielką przyjemnością. Aparat ma też sprawdzoną matrycę CMOS APS-C, która gwarantuje jakość, jak ze średniej klasy lustrzanki. Przydatne jest też 10 kl./s., cyfrowy wizjer, przejrzysty ekran, gorąca stopka, czy wspomniane Wi-Fi. Co ważne, możemy nagrywać wideo w dwóch formatach, z przeplotem i progresywnie, w różnych prędkościach. Uzupełnieniem Sony NEX-6 jest nowy, nieduży, dobrze wykonany obiektyw 16-50 mm. Element, który warto poprawić to konstrukcja i przejrzystość menu.

© KB
© KB

Kto by się spodziewał, że w tym zestawieniu znajdzie się trzeci aparat tej japońskiej firmy. A jednak, chociaż sam jestem tym zdziwiony. Tym aparat jest Sony RX-1, o którym nie mogę napisać więcej, niż to co producent podał w specyfikacji. Na szczęście aparat trafi w moje ręce już w pierwszych dniach 2013 roku i z wielką przyjemności rozpocznę jego testy.

[solr id="fotoblogia-pl-61975" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/1955,olympus-pen-mini-e-pm-2-test" _mphoto="img-7550-252x168-bd9ac64d23d4c9b.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2484[/block]

Sony RX-1 to aparat o którym w założeniu mówili wszyscy, ale tylko jedna firma zdecydowała się go wyprodukować. Jego idea jest bardzo prosta - zmieścić pełnoklatkową matrycę w kieszonkowym kompakcie, dodając do tego wyśmienity, jasny obiektyw stałoogniskowy.

© KB
© KB

Aparat jest niewiele większy od modelu RX100, mieści jednak pełnoklatkową matrycę Exmor CMOS o rozdzielczości ok. 24,3 megapiksela. Kolejnym mocnym punktem jest stałoogniskowy obiektyw Carl Zeiss Sonnar T* 35 mm F2. Jeśli do tego dodamy dobrą jakość wykonania i klasyczną ergonomię wyjdzie aparat, o którym marzył każdy dokumentalista czy fotograf uliczny. Niestety, na to marzenie będzie mógł sobie pozwolić nieliczny, ponieważ Sony RX-1 ma kosztować ok 13 000 zł. Sony RX1 nie został zbudowany po to, aby bić rekordy popularności na listach sprzedaży. Jestem przekonany, że ze względu na jego cenę kupi go nieduża liczba fotografów. Tu chodzi o coś zupełnie innego. Sony chce pokazać, że jest liczącym się producentem sprzętu fotograficznego, a RX1 ma to pokazać. Poczekamy i zobaczymy, ale na wstępie wielki szacun dla marki Sony. 

Jest lekki, zgrabny, ma niezłą ergonomię, dobre wykonanie, a przede wszystkim bije większość aparatów na głowę pod względem jakości zdjęć. Przy tym wszystkim to najtańsza nowa lustrzanka pełnoklatkowa. Czego chcieć więcej?

Nikon D600 ma mnóstwo plusów. Przede wszystkim kosztuje ok. 6700 zł, więc jest stosunkowo tani jak na lustrzankę pełnoklatkową. Został solidnie wykonany, jest lekki i nieduży, ma uszczelnianą obudowę, intuicyjną ergonomię, duży i jasny wizjer, świetny ekran. Jestem miło zaskoczony, że pomimo stosunkowo niewielkich rozmiarów Nikona D600 fotografowanie nim jest komfortowe i sprawia dużą przyjemność. To naprawdę mądrze zaprojektowany aparat.

Nikon D600 - wideotest

Wyróżnia się też szybki i skuteczny, chociaż tylko 39-punktowy autofokus, czy bogaty w funkcje tryb filmowania. Jednak największą zaletą aparatu jest jego 24-megapikselowa matryca, zapewniająca nieduże szumy, świetne oddanie szczegółów oraz barw. W praktyce oznacza to, że lustrzanką za niecałe 7000 zł można zrobić zdjęcia o takiej jakości jak profesjonalnym korpusem Nikon D4, kosztującym trzy razy tyle. Przy tym argumencie drobne minusy aparatu idą w zapomnienie.

W tym zestawieniu nie mogło też zabraknąć droższego brata Nikona D600, czyli Nikona D800. Różnic w porównaniu z popularnym poprzednikiem D700 jest mnóstwo. Przede wszystkim aparat ma zupełnie nową pełnoklatkową matrycę CMOS z rekordowej rozdzielczości 36 megapikseli. To obecnie najlepszy na rynku według DxO, dzięki któremu Nikon D800 może konkurować nawet z aparatami średniego formatu.

Nikon D800 - pogromca średniego formatu? [wideotest]

D800 ma świetny moduł autofokusa, tradycyjnie wyśmienitą ergonomię i charakterystyczne dla Nikona oddanie barw. Do tego funkcję nagrywania filmów Full HD, które można oglądać na dużym ekranie o rozmiarze 3,2 cala i rozdzielczości 921 tys. punktów. D800 nie zachwyca prędkością zdjęć seryjnych – 4 kl./s, ale pamiętajmy, że jedno zdjęcie RAW z D800 ma 70-80 MB. W tym świetle to bardzo dobry wynik. Nikon prezentując D800 wkroczył na zupełnie nowe tereny sprzętu fotograficznego wyznaczając konkurencji spory cios. Duży plus za dla Nikona za rozwój pełnoklatkowych matryc, które mają duże rozdzielczości, ale przy tym oferują kapitalną jakość zdjęć. Nikon D800 jest tego kwintesencją. 

Tak się jakoś składa, że rozwój profesjonalnych korpusów dla fotoreporterów jest zawsze związany z Igrzyskami Olimpijskimi czy Mistrzostwami Świata w Piłce Nożnej. W tym roku zaraz po sobie były oba, zatem Nikon i Canon zaprezentowali dwa nowe aparaty z najwyższej półki. Zacznijmy od Nikona D4 - pancernego fotografocznego czołgu, który przy tym jest wyjątkowo szybki i zwinny, umożliwiając aż do 11 kl./s w pełnej rozdzielczości oraz kapitalną wydajność. Mocnym elementem aparatu jest duży, kontrastowy, 3,2-calowy ekran LCD o rozdzielczości 921. tys. punktów. Uwielbiam też wielki wizjer optyczny kryjący 100% kadru. Aparat ma duże, dobrze wyprofilowane gripy poziomy oraz pionowy, jest wyłożony przyjemną w dotyku gumą, która niemal przykleja się do dłoni.

Nikon D4 - test

Nikon D4 wyznacza nowe standardy wśród korpusów fotoreporterskich pod względem jakości zdjęć oraz ilości szumów. Odpowiada za to 16-megapikselowa matryca CMOS. D4 ma bardzo szeroki zakres używalnej czułości do ISO 12 800, a w awaryjnych sytuacjach można spokojnie skorzystać nawet z rozszerzonej czułości. Równie dobrze jest pod względem oddania szczegółów, balansu bieli czy ekspozycji. Złego słowa nie można też powiedzieć o 51-punktowym autofokusie, który ostrzy w punkt niemal bezbłędnie. Taki zestaw sprawia, że Nikon D4 to prawie idealne narzędzie dla profesjonalnego fotoreportera.

Drugi profesjonalnym korpusem jest Canon EOS-1D X. Aparat wprawdzie testował Kuba, ale nie mogłem sobie odmówić kilku dni z aparatem, w trakcie których wykonałem nim kilka tysięcy zdjęć na ślubie i w małej podróży. W tym czasie 1D X sprawował się bez zarzutów.

Canon 1D-x, karabin z funkcją robienia zdjęć [wideotest]

Canon 1D X to z założenie połączenie dwóch wersji aparatów do studia oraz reportażu. Oczywiście aparatem pewnie można robić świetne zdjęcia w studiu, ale 1D X odnajduje się najlepiej w terenie. Aparat zachwyca solidnym wykonaniem, kapitalną ergonomią, ale przede wszystkim najwyższą szybkością zdjęć seryjnych na rynku do 14 k./s. Nikt go w tym nie pobije. W środku korpusu siedzi pełnoklatkowa matryca CMOS o rozdzielczości o rozdzielczości 18 megapikseli, a maksymalna czułość natywna to ISO 51 200, z możliwością rozszerzenia do wartości ISO 204 800 ISO. 

[solr id="fotoblogia-pl-62828" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/1910,sony-slt-a99-test" _mphoto="8q3a9453-270x142-524791d7dc196e2.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2485[/block]

Mocnym punktem jest też układ autofokusa z 61 punktami, z których aż 41 to punkty krzyżowe, a 5 z nich to punkty podwójnie krzyżowe. W połączeniu z ogromną mocą obliczeniową w sumie trzech procesorów (dwa DIGIC 5+ oraz jeden DIGIC IV) i predefiniowanymi ustawieniami autofokusu daje to układ niemal idealny. Kuba policzył przy okazji testów, że aa 550 zdjęć tylko 5 z nich było nietrafionych z winy autofokusa. Na uwagę zasługuje rozmieszczenie punktów w prawie całym kadrze, jak również aktywne przemieszczanie się punktu autofokusu w zależności od położenia aparatu. Nie mogło też zabraknąć możliwości nagrywania filmów Full HD. Z resztą, o tym aparacie można pisać i pisać. Koniecznie przeczytajcie pełny test Kuby.

Canon 5D Mark III nie wnosi żadnej rewolucyjnej nowości czy matrycy o wielkiej rozdzielczości. Mimo to jest jednak zdecydowanie jednym z najlepszych aparatów na rynku, którego nie mogło zabraknąć w tym zestawieniu. Szczególnie, że od kilku miesięcy mam go na stałe i znam go najlepiej, ze wszystkich tu wymienionych.

Canon 5D Mark III - test / review [PL]

Mark III  mocno bazuje na starszej konstrukcji, jednak to coś więcej niż tylko odświeżony Mark II. Twórcom udało się poprawić największe błędy poprzednika. Fotografując, w końcu można spokojnie korzystać z więcej niż jednego punktu autofokusu, który pracuje bardzo szybko i precyzyjnie. Ulepszono też ergonomię – przyciski są nieco większe, dodano kilka nowych. Cieszy nowy przełącznik Live view / nagrywanie filmów czy większa tylna tarcza, a także blokada pokrętła trybów. Funkcjami, które spodobają się fotografom ślubnym, są z pewnością prędkość aparatu, wynosząca 6 kl./s, tryb cichej migawki czy podwójny slot na karty – CF oraz SD.

22-megapikselowa matryca CMOS to zupełnie nowy sensor, który pozostawia swojego poprzednika daleko w tyle pod względem szumów, oddania szczegółów czy zakresu ISO, chociaż wierząc DxO, ma tylko minimalnie większą rozpiętość tonalną. Zdjęcia można wykonywać poprzez duży, pokrywający 100% kadru wizjer i z przyjemnością podglądać je na jasnym i kontrastowym, 3,2-calowym ekranie LCD o imponującej rozdzielczości 1040 tys. punktów.  Canon 5D Mark III to po prostu wyśmienita lustrzanka z najwyższej półki.

Olympus OM-D to bezlusterkowiec z wyższej półki, na której stoją aparat wpasowujące się styl retro. Co najważniejsze, nie chodzi tu tylko o klasyczne wzornictwo, ale także jakość aparatów.

Olympus OM-D E-M5 test / reveiew [PL]

Korpus Olympusa OM-D wykonano ze stopu magnezowego i zastosowano w nim uszczelnienia przed kurzem i zachlapaniem. W środku siedzi nowy 16,1-megapikselowy sensor Live MOS, który został uznany przez specjalistów z DxO za najlepszą matrycę Mikor 4/3 na świecie. Aparat oferuje prędkość zdjęć do 9 kl./s (4,2 kl./s przy ustawianiu ostrości dla każdego kadru) oraz nagrywanie filmów Full HD. Wideo jest zapisywane w formacie MOV (MPEG-4 AVC/H.264) lub tradycyjnym AVI (Motion JPEG). Z tyłu króluje 3-calowy odchylany, dotykowy  (pojemnościowy) ekran LCD o rozdzielczości 610 000 punktów. Alternatywą jest spory wizjer elektroniczny o rozdzielczości 1,44 miliona punktów, gwarantujący 100% pokrycia kadru. Minusem jest z pewnością mało przejrzyste menu oraz przyciski, które są zbyt małe. Ogólnie jednak ergonomia aparatu jest dobra. Wielkim plusem jest za to system autofokusa, który jest jednym z najlepszych w obecnie produkowanych aparatach.

[solr id="fotoblogia-pl-61162" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://madmassa.fotoblogia.pl/1998,olympus-tg-1-wakacyjny-towarzysz-szybki-test" _mphoto="mg-9377-61162-252x168-3ccf20930c.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2486[/block]

Olympus OM-D stał się w 2012 r. klasykiem i pokazał, że Olympus potrafi wykonać aparat nie tylko dopracowany pod względem technicznym, ale też taki, którym interesują się wszyscy. Jeśli ktoś myśli o zakupie stylowego, porządnego i niedużego aparatu i ma ok. 5000 zł, Olympus OM-D jest jedną z najciekawszych propozycji na rynku.

© KB
© KB

Na targach Photokina 2012 w Kolonii miałem przyjemność przez chwilę zobaczyć także Leikę M. Producent zrezygnował z dodawania numerków do nazwy - o teraz każdy nowy model tej klasy będzie nosić nazwę serii M. Najnowsza Leica M wprowadza wręcz rewolucyjne zmiany w tradycyjnych aparatach tej marki. O zmianach w wyglądzie aparatu nie ma w zasadzie co pisać, bo ich prawie nie ma. Usunięto jedynie okienko służące do wyświetlania ramek kadru, dźwignię do zmiany tych ramek oraz gniazdo USB, które teraz znajduje się na opcjonalnym gripie. Wspomniane ramki są wyświetlane elektronicznie w wizjerze. Dużym plusem jest nowy, 3-calowy ekranem LCD o rozdzielczości 920 tys. punktów. W końcu Leica może się pochwalić także tym, ponieważ to naprawdę bardzo dobry wyświetlacz.

© KB
© KB

Największe zmiany zaszły w środku. Główną nowością jest 24-megapikselowy sensor CMOS, a nie CCD, jak w poprzednich “emkach”.  Leica M umożliwia pracę z podglądem na żywo, czego także nie było w poprzednich wersjach. Wprawdzie nadal każde zdjęcia trzeba ostrzyć ręcznie, ale sporą pomocą jest system focus peaking, podświetlający ostre krawędzie i płaszczyzny na czerwono. System działa bardzo dobrze i może pomóc szczególnie początkującym miłośnikom aparatów Leica lub osobom zabierającym się do filmowania w Full HD nowym dalmierzem. Równie przydatny jest tryb przybliżania kadru w Live view. Funkcje wyświetlacza z Live view może też przejąć opcjonalny wizjer elektroniczny, który da się doczepić do Leiki M. W aparacie zastosowano nowy procesor obrazu Leica Maestro – ten sam, który w Leica S2 umożliwia wykonanie aż 32 kolejnych zdjęć w formacie RAW przy rozdzielczości 37,5 Mpix. Nic więc dziwnego, że równie dobrze radzi sobie w najnowszym dalmierzu. Aparat nie przycina się, nie spowalnia. Menu działa płynnie, bez przestojów. Krótko podsumowując - Leica M to w pewnym sensie krok milowy w tradycjach firmy, która zupełnie zmieniła wiele elementów wnętrza aparatu. Na szczęście dużych zmian nie w cenie niemieckiego klasyka, która wynosi obecnie ok 26 000 zł. Można to uznać za ironię, ale w świetle dużych podwyżek u innych producentów sprzętu fotograficznego jest to bardzo dobra wiadomość.

[solr id="fotoblogia-pl-62483" excerpt="0" image="0" words="20" _url="http://fotoblogia.pl/1926,leica-d-lux-6-test" _mphoto="leica-d-lux-6-25-snapsee-2822662.jpg"][/solr][block src="solr" position="inside"]2487[/block]

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)