Panasonic Lumix LX100 - wszystko, czego potrzebujesz od aparatu kompaktowego [test]
Panasonic Lumix LX100 to przedstawiciel segmentu aparatów kompaktowych z dużą matrycą. W tym modelu znajdziemy naprawdę duży sensor Mikro Cztery Trzecie, czyli o takich samych wymiarach, jak w systemie Olympusa czy bezlusterkowcach Panasonika. Jak takie rozwiązanie sprawdza się w codziennym fotografowaniu?
20.11.2014 | aktual.: 20.05.2016 13:46
Kompakty z dużymi matrycami przyjęły się na rynku, czego najlepszym dowodem są nowe modele wypuszczane przez kolejnych producentów. Testowany Panasonic będzie konkurował przede wszystkim z bezlusterkowcami takimi jak Sony A6000, Olympus OM-D E-M10, Samsung NX300, Panasonic GX7, ale również z aparatami kompaktowymi - Sony RX-100 Mark III, Canon G7X i G1X Mark II, przy czym każdy z wymienionych aparatów ma inne parametry. Testy Panasonika były bardzo przyjemne, bo udało mi się zabrać go do Warszawy, Pragi i Drezna.
Budowa i obsługa
Panasonic Lumix LX100 zbudowany jest w większości ze stopu magnezowego, tylko niektóre elementy to tworzywo. Korpus aparatu sprawia dobre wrażenie - jest bardzo solidny i dobrze zbudowany. Sam wygląd sugeruje, że nowy Lumix ma wymienną optykę - nic bardziej mylnego. LX100 dobrze leży w dłoni głównie za sprawą dość wyraźnego gripa oplecionego twardą, ale przyjemną w dotyku gumą.
Aparat waży 393 g, ale mimo tak niewielkiej wagi jest naprawdę solidnie zrobiony. Co ważne, to jeden z pierwszych aparatów kompaktowych marki Panasonic, który wreszcie dobrze wygląda. Jeszcze do niedawna aparaty tej firmy przypominały magnetowidy z lat 90. Na szczęście od kilku modeli, projektanci postawili również na wygląd, czego najlepszym przykładem może być testowany Lumix LX100.
Największą uwagę przykuwa zastosowany obiektyw, który pod kątem optycznym opiszę w dalszej części testu. Producent umieścił na nim sporo elementów sterujących - pierścień zmiany ostrości/ogniskowej, pierścień przysłony, przełącznik zmiany proporcji boków i trybu ustawiania ostrości. Wszystkie elementy działają z należytym oporem, a zmiana parametrów jest bardzo prosta, nawet bez odrywania oka od wizjera.
Co ciekawe, na aparacie nie znajdziemy tradycyjnego koła trybów. Domyślnie aparat pracuje w trybie P, natomiast po zmianie pozycji pierścienie przysłony lub czasu, aparat sam przełącza się w tryb S, A lub M. To bardzo ciekawe, ale zarazem wygodne rozwiązanie. Nie zabrakło jednak inteligentnego trybu automatycznego, uruchamianego przyciskiem „iA” umieszczonym miedzy elementami sterującymi na górnej ścianie aparatu. Bardzo cenię tę funkcję, o czym pisałem już podczas testu Panasonika Lumix G3. Jeśli chcemy, żeby np. ktoś zrobił nam zdjęcie, wystarczy że naciśniemy wspomniany przycisk, a aparat ignoruje wszystkie manualne parametry, które wprowadziliśmy wcześniej. Następnie wystarczy ponownie nacisnąć „iA”, żeby wszystko wróciło do naszych ustawień.
Brak koła trybów nie pozbawił aparatu innych elementów sterujących. Wręcz przeciwnie. Na górnej ścianie znajdziemy spust migawki opleciony przełącznikiem zoomu, koło korekcji ekspozycji, koło zmiany czasu migawki, włącznik i przycisk nakładania filtrów. Obok wspomnianych elementów, nad obiektywem, znalazło się miejsce dla gorącej stopki, a zaraz obok umieszczono wizjer. Zastosowana w LX100 konstrukcja ma 2,76 mln punktów, który jest niesamowicie dokładny, choć mógłby być większy.
Tylną ścianę w większości zajmuje 3-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 921 tys. punktów. Nie jest on ani odchylany, ani nie wyposażono go w funkcję dotyku. Szczególnie brakuje mi tej drugiej opcji, bo Panasonic przyzwyczaił nas do dobrej obsługi funkcji dotyku i błyskawicznego wyboru punktów AF. Niemniej jednak ekran bardzo dobrze odwzorowuje barwy, obraz jest bardzo neutralny, a w słoneczny dzień odpowiednio jasny.
Obok ekranu znalazł się kontroler pełniący również funkcję koła nastaw, 3 przyciski funkcyjne i zestaw standardowych przycisków. Na prawej ścianie, pod niewielką zaślepką znajdziemy gniazda HDMI i USB/AV, natomiast na pod klapką akumulatora, znalazł się również slot kart SD/SDHC/SDXC. Szkoda, że akumulator nie ma dokładniejszego wskaźnika naładowania. Podczas spaceru po Pradze, wskaźnik pokazywał 2 z 3 kresek naładowania, po czym za około 40 minut całkowicie się rozładował. Między innymi z tego powodu nie ma zdjęć przykładowych z Mostu Karola.
Obsługa
Praca z Panasonikiem jest naprawdę bardzo przyjemna, szczególnie za sprawą natychmiastowej reakcji na wszystkie polecenia, prócz sterowania zoomem. Na plus zasługują przełączniki czasu i kompensacji ekspozycji wyciągnięte na obudowę, a także fizyczny pierścień przysłony. Dzięki temu zmiana parametrów jest niesamowicie wygodna - z takim rozwiązaniem nie spotykam się często, a jeśli jest dobrze zaprojektowane, niesamowicie ułatwia pracę.
Minus należy się jednak za sterowanie zoomem, które działa bardzo powoli. Przejście od pozycji szerokiego kąta do maksymalnego zoomu (ekw. 24-75mm, x3,1) trwa ponad 2,5 sekundy, co przy tak małym zoomie wydaje się wiecznością.
Menu
Standardowe menu podzielone jest na 5 zakładek, z których każda ma od 4 do 9 kart. Wszystko jest czytelnie opisane, a szersze informacje o danej funkcji wyświetlane są w górnej części ekranu. Dodatkowo mamy możliwość zmiany funkcji przez menu podręczne uruchamiane przyciskiem „q.menu”, które również jest bardzo przyjemne w obsłudze. Mogłoby zajmować mniejszą część ekranu, wzorem Olympusa, ale ciężko mieć do niego więcej zastrzeżeń. Dodatkowo w głównym menu możemy zaprogramować funkcje, które mają być wyświetlane w menu podręcznym.
Fotografowanie w praktyce
Z aparatem spędziłem naprawdę sporo czasu, głównie spacerując między budynkami dużych miast. Panasonic zawieszony na szyi w ogóle nie ciąży, a wygodny chwyt i przyjemna obsługa umilają fotografowanie. Na minus należy policzyć jednak sterowanie zoomem, o którym wspominałem we wcześniejszej części testu. Na plus należy policzyć jednak wydajną stabilizację optyczną, dzięki czemu zdjęcia robione wieczorem w Dreźnie nie są poruszone.
Na uwagę zasługuje również sam obiektyw, który ma ekwiwalent 24-75 mm przy jasności f/1.7-2.8, co jest naprawdę świetnym wynikiem, przy zachowanych niewielkich wymiarach. Należy jednak wspomnieć, że Panasonic pozwolił sobie na drobne kłamstwo, bo mimo że matryca jest wielkości 4/3 cala i ma 16 megapikseli, jej efektywne wykorzystanie jest mniejsze z uwagi na mniejsze pole obrazowe obiektywu. Do wyboru mamy różne proporcje boków (3:2, 4:3, 16:9, 1:1), przy czym przy 4:3 wykorzystujemy 12,5 megapiksela - reszta pikseli pozostaje nieaktywna z uwagi na brak pokrycia obiektywu. Matryce Mikro Cztery Trzecie przyzwyczaiły nas do cropa x2. W przypadku Lumixa LX100dla ekw. ogniskowej 24 mm, rzeczywista ogniskowa wynosi 10,9 mm, przez co crop jest nieznacznie większy. Czy jednak rzutuje to w jakiś sposób na fotografowanie LX100? Moim zdaniem nie. Kolejną ważną funkcją jest tryb cichy, który sprawia że Panasonic Lumix LX100 staje się całkowicie bezgłośny pracując w oparciu o migawkę elektroniczną.
Autofokus
Aparaty Mikro Cztery Trzecie przyzwyczaiły nas do świetnej pracy AF. W LX100 zastosowano układ Light Speed Auto Focus wyposażony w funkcję Depth From Defocus (jej opis znajdziecie w teście Panasonika FZ-1000). Nie inaczej jest w tym przypadku. Układ działa błyskawicznie niezależnie od warunków oświetleniowych, znacznie lepiej niż w przypadku większości aparatów kompaktowych. Co ważne, jest też bardzo celny.
Na minus należy policzyć odległość ostrzenia w zwykłym trybie, która minimalnie wynosi aż pół metra (jak w Nikonie Coolpix A przed aktualizacją), co jest dość denerwujące kiedy np. fotografujemy to, co akurat jemy. Oczywiście możemy przełączyć aparat w tryb macro, ale bywa to uciążliwe. Moim zdaniem minimalna odległość na poziomie 25-30 cm byłaby lepszym pomysłem.
Szybkość i wydajność
Nie mam żadnych zastrzeżeń do szybkości działania sprzętu prócz sterowania zoomem. Aparat włącza się w niespełna 2 sekundy, co w przypadku aparatów z elektronicznie sterowanym obiektywem jest dobrym wynikiem.
Co ważne, reakcja na spust migawki jest natychmiastowa. Fotografując w trybie pojedynczym nie ma żadnego problemu ze zrobieniem wielu zdjęć zaraz po sobie - nie ma klasycznego spowolnienia aparatu po wykonaniu zdjęcia, wszystko działa naprawdę bardzo szybko. Szybkość wykonywania zdjęć seryjnych wynosi nawet 11 kl./s dla zapisu JPG (serria trwa ok. 2,5 s) i 6,5 kl./s dla zapisu RAW (seria trwa ok. 4,5 s). Aparat po wykonaniu serii zdjęć nie zamiera, nadal można przestawiać funkcje w menu, a już po krótkiej chwili oglądać zapisywane na bieżąco zdjęcia.
Filmy
Aparat nagrywa w rozdzielczości 4K z prędkością 25 i 24 kl./s (100Mbps, MP4) i Full HD z prędkością 50 i 25 kl./s (28 i 20 Mbps, MP4), a także Full HD z prędkością 24 kl./s (24 Mbps, AVCHD).
Jakosć filmów w 4K jest bardzo dobra, a obraz piekielnie ostry (mimo że oglądałem go na monitorze 2,5K). To, co może denerwować to delikatne smużenie podczas przejazdów aparatem. Filmy Full HD są również bardzo dobrej jakości. Co ważne, Panasonic bardzo dobrze radzi sobie z szumami podczas filmowania. To, co może drażnić to delikatne migotanie obrazu podczas zmiany zoomu (zmiana jasności obiektywu) oraz delikatne rozostrzanie obrazu. Jeśli jednak nie zdecydujemy się na aktywne używanie zoomu podczas filmowania, LX100 odwdzięczy się świetnej jakości klipami.
Funkcje dodatkowe
Panasonic Lumix LX100 wyposażony jest w moduł Wi-Fi do bezprzewodowej transmisji zdjęć. Aplikacja Panasonika jest jedną z moich ulubionych. Pracuje szybko i stabilnie, a podgląd wyświetlany jest na obydwu urządzeniach jednocześnie. Niestety z poziomu smartfona nie zmienimy czasu naświetlania i przysłony. Niemniej jednak aplikacja zasługuje na plus - za czytelność i szybkość działania.
Szumy
Panasonic Lumix LX100 ma matrycę MOS Mikro Cztery Trzecie o rozdzielczości 16 megapikseli (12,5 mln aktywnych). Tak, jak opisałem to w pierwszej części testu, ilość efektywnych pikseli jest mniejsza ze względu na pokrycie obiektywu. Do ISO 800 szum właściwie nie występuje. Zdjęcia przy ISO 1600 są delikatnie zaszumione, ale struktura szumu jest bardzo drobna i nie przeszkadza w odbiorze zdjęć. Kolejne wartości ISO 3200 i 6400 są zaszumione, ale struktura jest nadal drobna i można z nich z powodzeniem korzystać. Co ważne, nie pojawiają się przebarwienia. ISO 12800 jest już znacznie mocniej zaszumione, ale nadal pozbawione przebarwień. Ostatnia wartość ISO 25600 dodana została na wyrost, bo szum ma już znacznie grubszą i brzydszą fakturę i widoczne są wyraźne plamy kolorystyczne.
Oddanie szczegółów
Warto wspomnieć, że LX100 pracuje w połączeniu z obiektywem Leica DC-Vario Summilux, który jest bardzo ostry. Do wartości ISO 1600 właściwie nie widać spadku szczegółowości obrazu. Dopiero ISO 3200 delikatnie degraduje szczegóły, ale każda kolejna wartość mocno ingeruje w drobne elementy zdjęć, więc chcąc fotografować szczegółowe obiekty, najlepiej nie przekraczać ISO 1600.
Zdjęcia przykładowe
Wszystkie zdjęcia zostały zrobione w formacie RAW, a następnie wywołane przy pomocy Adobe Lightroom 5.7 przy standardowych ustawieniach. Więcej zdjęć znajdzie na naszym profilu w serwisie Flickr.
Podsumowanie
Co nam się podoba
Osobiście jestem zwolennikiem aparatów kompaktowych z dużą matrycą. Panasonic postanowił wykorzystać dobrą matrycę i inne wnętrzności z bezlusterkowca i połączyć ją z bardzo dobrym, jasnym obiektywem. To nie mogło się nie udać. Wiele osób, które decydują się na bezlusterkowce, używają ich z podstawowym obiektywem, który jest znacznie ciemniejszy. W przypadku Lumixa LX100 mamy dwa w jednym - dobry aparat i dobry obiektyw, za to plus! Podoba mi się również obsługa aparatu - wiele mechanicznych przełączników, dobry wizjer, stopka lampy błyskowej. Widać, że nowy kompakt Panasonika tworzyli ludzie z głową. Kolejny plus to dobra jakość zdjęć.
Co nam się nie podoba
Największą bolączką LX100 jest sterowanie zoomem. Zwiedzając Warszawę, Pragę czy Drezno często przechodziłem między skrajnymi położeniami obiektywu i niestety powolne działanie silniczków mocno denerwowało. Nie podoba mi się również wskaźnik akumulatora, który w Pradze skutecznie wprowadził mnie w błąd, co skutkowało rozładowaną baterią. Szkoda, że Panasonic nie zdecydował się na umieszczenie funkcji dotyku, to ułatwiłoby sterowanie punktami AF. Jeszcze jeden minus należy się za minimalną odległość ostrzenia wynoszącą pół metra.
Werdykt
Pomimo drobnych wad, Panasonic Lumix LX100 to jeden z najlepszych aparatów, jakie ostatnio testowałem. Nowy kompakt jest przede wszystkim przemyślany i ma właściwie wszystko, czego można oczekiwać od tego typu aparatu - solidnej budowy, wygodnego sterowania, wizjera, dobrej jakości zdjęć. Oczywiście nie obeszło się bez drobnych wpadek, ale nie mają one aż tak dużego znaczenia, żeby przyćmić zalety aparatu. Cena około 3800 zł jest wysoka, ale w zamian dostajemy kompletny sprzęt z bardzo jasnym obiektywem.