Tajskie podróże lustrzanki Nikon D5500 [test]
Nikon D5500 to kolejny przedstawiciel popularnej serii lustrzanek cyfrowych dla entuzjastów. Czy brak rewolucyjnych zmian, ale drobne usprawnienia wystarczą, aby aparat sprostał konkurencji?
Lustrzanki to nadal aparaty, które są postrzegane ze sprzętem profesjonalnym, poważnym, z wysokiej półki, do których dąży większość entuzjastów myślących nieco poważniej o fotografii. Nikon serię D5xxx przeznaczył właśnie do tej grupy odbiorców, którzy chcą rozpocząć przygodę z fotografią, ale nie chcą decydować się na najniższy model serii D3xxx.
Aparat Nikon D5500 wraz z obiektywami 18-55 mm f3.5-5.6 VR II i 55-200 mm f/4-5.6 VR II odebrałem na lotnisku przed wylotem do Tajlandii, gdzie przechodził testy w trakcie fotowyprawy. Było to 8 dni zdjęć, po kilkanaście godzin dziennie, w skrajnie różnych warunkach - od pięknych plaż Krabi, przez nocne zdjęcia Bangkoku, po reportaże z gali tajskiego boksu czy występu lady-boy’ów. Aparaty po prostu musiały się sprawdzić. A jak było naprawdę? Tego dowiecie się z poniższego testu.
Konkurentami dla D5500 będą przede wszystkim nowe lustrzanki Canon: 750D i 760D, Pentax K-S2, jak również bezlusterkowce, takie jak: Olympus OM-D E-M10, Panasonic GX7 i G6, Sony A6000 czy Samsung NX30.
Budowa i obsługa
Nikon D5500 jest zbudowany z solidnego, chropowatego tworzywa. Podobnie jak poprzednik, D5500 został wykonany w technologii monokok (monocoque) z materiału Sereebo CFRTP wyprodukowanego przez firmę Teijin. Dzięki takiej konstrukcji, zrezygnowano z metalowej konstrukcji, ale nie odbiło się to negatywnie na jego wykonaniu. W stosunku do poprzedników mocno zmienił się jego kształt, który inspirowany był Nikonem D750, z charakterystycznym cienkim, ale bardzo głębokim gripem. W porównaniu z D5300 brak mu mięsistości, ale aparat trzyma się wygodniej, szczególnie, że palce mogą mocno objąć grip. Ogólną zmianę wyglądu oceniam na plus, bo aparat odmłodniał, jest wygodniejszy, mniejszy i lżejszy. Nowy model waży 470 gramów (D5300 - 530 g).
Wiele elementów zostało przeprojektowanych, ale nie zmieniło swojego miejsca, więc układ przycisków czy kół nastaw jest prawie identyczny, jak w poprzedniku. Jedyną zmianą w rozmieszczeniu jest przycisk „i” na tylnej, a nie górnej ścianie. Sporą zmianą jest zastosowane koło nastaw, które w nowym modelu zostało całkowicie odsłonięte. Wygoda użytkowania jest podobna, jak w poprzedniku, ale wygląda nowocześniej.
Na górnej ścianie umieszczono wspomniane koło nastaw, tarczę trybów wraz z przełącznikiem Live View, włącznik ze spustem migawki pośrodku, przycisk nagrywania wideo i korekty ekspozycji.
Na lewej ścianie znajdziemy szereg złącz - USB, mikrofonu i wężyka spustowego. Złącze HDMI powędrowało na prawą ścianę, tuż obok gniazda kart SD/SDHC/SHXC.
W okolicach bagnetu znajdziemy przycisk funkcyjny lampy błyskowej i zmiany napędu. Niestety zabrakło przycisku aktywującego Wi-Fi.
Nowością jest dotykowy ekran LCD o przekątnej 3,2 cala i rozdzielczości 1 037 000 punktów, który został zamocowany na przegubie, dzięki czemu fotografowanie w różnych pozycjach nie jest przeszkodą. Ekran zamontowany jest na przegubie umieszczonym w lewej części korpusu. Można obrócić go o 180 stopni, co upodobają sobie miłośnicy selfie. Sam mechanizm nie zmienił się w stosunku do poprzednika. Nie mam zastrzeżeń do jego działania, zarówno pod kątem wykonania, jak i obsługi dotyku, czemu przyjrzę się w dalszej części testu.
Bateria to mocny punkt aparatu - bez problemu starcza na wykonanie minimum 600 zdjęć, wraz z przeglądaniem fotografii, korzystaniem z Wi-Fi i trybu podglądu na żywo. Warto zwrócić uwagę na wskaźnik naładowania, który płata figle. Przy zrobieniu 600 zdjęć na jednym ładowaniu, aparat przez 500 zdjęć pokazuje pełne naładowanie, następnie przez chwilę dwie kreski, a zaraz potem wskaźnik miga na czerwono, pokazując rozładowanie, na którym i tak możemy zrobić około 60 zdjęć. Nad tym Nikon powinien popracować, bo może się okazać, że odkładając jednego dnia aparat na półkę, przy wskaźniku pokazującym pełne naładowanie, następnego dnia zrobimy zaledwie 100 czy 200 zdjęć.
W sumie na wyjeździe było kilkanaście egzemplarzy Nikona D5500 i muszę przyznać, że patrząc na to, co działo się z tymi aparatami, jestem pod wrażeniem ich wytrzymałości. Jeden z egzemplarzy zjechał z jednym z dziennikarzy po błocie. Po umyciu i wykruszeniu błota, działał bez zarzutu. Piach z plaży również nie unieruchomił żadnego z nich. Jeden egzemplarz uległ uszkodzeniu w momencie, gdy został zalany słoną wodą morską. Przestały działać dwa przyciski.
Obsługa
Znając aparaty Nikona nie będziemy mieć problemu również z obsługą tego modelu, ale trzeba przyzwyczaić się do możliwości sterowania dotykiem. Warto wspomnieć, że obsługa dotykowa jest jedynie wartością dodaną, natomiast obsługa przy pomocy przycisków jest identyczna, jak w poprzednikach. Muszę przyznać, że w pierwszych dwóch dniach w ogóle zapomniałem, że aparat wyposażony jest w ekran dotykowy.
Funkcja dotyku działa naprawdę dobrze - ekran jest bardzo czuły, ale nosząc go na szyi nie ma możliwości uruchomienia opcji, gdy aparat obija się o koszulkę. Funkcja dotyku przydawała się głównie podczas przeglądania zdjęć i uruchamiania funkcji dostępnych w menu podręcznym. Przydatna była również funkcja wyboru punktów ostrości podczas fotografowania w trybie Live View, choć sam autofokus działał bardzo losowo, o czym napiszę w dalszej części testu.
Nie mam zastrzeżeń do działania przełączników, koła nastaw czy tarczy trybów, natomiast niektóre przyciski, jak np. przycisk zmiany napędu czy funkcyjny, praktycznie nie wystają poza obudowę, przez co trudno je namierzyć bez spoglądania na front aparatu.
Mam również zastrzeżenia do obsługi ISO, która działa inaczej, niż w aparatach innych firm i przez cały wyjazd nikt z uczestników nie powiedział, że się do tego przyzwyczaił. Na co dzień pracowałem na auto-ISO, co pozwoliło mi przywieźć zdjęcia o bardzo zróżnicowanych czułościach. Jednak, żeby włączyć lub wyłączyć tę funkcję, za każdym razem trzeba wejść do menu, odszukać odpowiednią opcję i zmienić ustawienia. Zmiana ISO przy włączonym auto-ISO powoduje jedynie ustawienie minimalnej czułości, z jaką pracuje matryca, natomiast nie ma to bezpośredniego przełożenia. Zdecydowanie lepsze rozwiązanie prezentują inne firmy, w których skala ISO zaczyna się od Auto, przez co nie trzeba za każdym razem wchodzić do menu w celu zmiany tej funkcji.
Kolejnym elementem, który ciężko jest mi zrozumieć od momentu, kiedy pierwszy raz dostałem tańszy aparat Nikona do testów, to zmiana przysłony w trybie Live View. W chwili, kiedy w menu włączona jest opcja manualnych ustawień w filmach, nie mamy możliwości zmiany przysłony w poglądzie na żywo, niezależnie od tego czy chcemy filmować, czy robić zdjęcia. Co ciekawe, możemy ją zmienić, wyłączając Live View, następnie zmieniamy przysłonę i włączamy ten tryb z powrotem. Uważam, że to również powinno być rozwiązane w inny sposób, szczególnie, że aparat kierowany jest do amatorów.
Jeszcze jedną rzeczą, która denerwowała, było wyłączanie się samowyzwalacza. Często korzystałem z tej funkcji przy długich ekspozycjach, ale po każdym zdjęciu musiałem włączać tę funkcję na nowo.
Obsługa aparatu mimo mankamentów jest całkiem wygodna, ale od kolejnej generacji można wymagać więcej, szczególnie że uproszczenie niektórych funkcji jest jedynie kwestią programową.
Menu
Układ menu jest klasyczny dla aparatów Nikona. Po lewej stronie znajdziemy 6 zakładek, które składają się z kilku kart ustawień przypisanych do poszczególnych funkcji. Układ jest logiczny, choć szkoda, że nie ma informacji o ilości kart w danej zakładce, ale można się do tego przyzwyczaić. Mamy również do dyspozycji menu podręczne, uruchamiane przyciskiem „i”, które możemy obsługiwać dotykowo lub standardowo - przyciskami. W nim możemy zmienić najważniejsze funkcje, takie jak jakość zdjęć, balans bieli czy tryb działania autofokusu.
Fotografowanie w praktyce
Podczas wyjazdu do dyspozycji miałem dwa obiektywy - 18-55 mm f/3.5-5.6 VR II i 55-200 mm f/4-5.6 VR II oraz okazjonalnie 12-24 mm f/4 i 300 mm f/4. Muszę przyznać, że z każdego szkła byłem zadowolony, a składane konstrukcje obiektywów kitowych pomagały w transporcie, kiedy po złożeniu zmniejszały się o około 10-20%. Do tego są naprawdę niezłe optycznie.
Samo fotografowanie Nikonem D5500 było przyjemne, bo niewielka waga nie doskwierała podczas całodziennego chodzenia z aparatem, a sam korpus pracował szybko i bez opóźnień. Minusem były denerwujące elementy obsługi, które opisałem wcześniej. Natomiast w ogólnym rozrachunku D5500 naprawdę dobrze sprawdził się podczas wyjazdu.
Autofokus
W lustrzance Nikon D5500 użyto tego samego modułu AF, co w poprzedniku, czyli Multi-CAM 4800DX z 39 punktami (9 krzyżowych). Układ działa dość szybko i jest bardzo przewidywalny oraz celny. Przeglądając kilka tysięcy zdjęć ciężko jest mi znaleźć takie, które byłoby nieostre z powodu nietrafienia autofokusu. Całkiem nieźle radzi sobie również tryb śledzenia obiektów 3D, z którego korzystałem podczas fotografowania tajskiego boksu. Co ważne, rzadko zdarza się, żeby autofokus błądził przejeżdżając całą skalę ostrości.
Nikon chwali się również poprawionym działaniem AF w trybie Live View. Tu niestety układ bardzo często się gubi, nawet w dobrych warunkach oświetleniowych, przejeżdżając kilkakrotnie całą skalę ostrości. Często zdarza się również, że aparat potwierdza ostrość na danym obiekcie, podczas gdy została ustawiona zupełnie gdzie indziej. Nad tym Nikon zdecydowanie powinien popracować, szczególnie w momencie, gdy ekran dotykowy zachęca do fotografowania w trybie podglądu na żywo.
Szybkość i wydajność
W tej kwestii nie poczyniono usprawnień w stosunku do D5200 i D5300 - szybkość wynosi 5 kl./s, co jest dobrym wynikiem. W trybie RAW aparat zapisuje pierwsze 10 zdjęć z deklarowaną szybkością, a następne zdjęcia wykonywane są z większymi przerwami. Wybierając tryb JPEG bufor nie ulega zapełnieniu, pod warunkiem, że użyjemy szybkiej karty. Co ważne, podczas zapisywania zdjęć na kartę, aparat jest w pełni funkcjonalny i bez przeszkód możemy oglądać zapisane do tej pory zdjęcia. Jest dobrze, ale od modelu D5200 właściwie nic w tej materii się nie zmieniło. Obecnie moglibyśmy oczekiwać czegoś więcej.
Funkcje dodatkowe
Nikon w serii D5xxx jest niezdecydowany w kwestii funkcji dodatkowych. W D5200 nie mieliśmy żadnych dodatkowych elementów, w D5300 zamontowano zarówno Wi-Fi jak i GPS, natomiast D5500 wyposażony jest już tylko w Wi-Fi. Z mojego punktu widzenia szkoda, że nie zostawiono modułu GPS, bo ten pomógłby mi zlokalizować miejsca, w których robiłem zdjęcia podczas całego wyjazdu. Z drugiej jednak strony odbiłoby się to negatywnie na żywotności baterii.
Aplikacja Nikona (WMU) jest naprawdę wygodna w obsłudze. Po włączeniu Wi-Fi w aparacie, wyszukujemy w smartfonie stworzonej sieci i już po chwili urządzenia są sparowane. Co ważne, potem dzieje się to automatycznie, pod warunkiem, że nie jesteśmy podłączeni do innej sieci. Minusem jest mocne ukrycie Wi-FI w menu aparatu. Moim zdaniem Nikon powinien zdecydować się na dedykowany przycisk lub wyciągnięcie tej funkcji do menu podręcznego.
Sama aplikacja działa naprawdę dobrze. Możemy zarówno fotografować, dotykowo wybierając punkt ostrości, jak również przeglądać zdjęcia i zgrywać je na urządzenia mobilne. Podczas wyjazdu było to bardzo przydatne, bo często każdy chciał zgrywać zdjęcia od innej osoby. Działa to naprawdę szybko, szczególnie, że bez problemu możemy zaznaczyć wiele zdjęć i hurtowo przegrać je na nasz smartfon. Również w pełnej rozdzielczości. Co ważne, aplikacja działa szybko i stabilnie.
Filmy
Nikon od modelu D5200 pokazał, że jego amatorskie lustrzanki to dobre rozwiązanie dla filmowców. Ciężko się z tym nie zgodzić. W D5500 mamy możliwość pracy w rozdzielczości Full HD przy 60, 50, 30, 25 i 24 kl./s, a filmy zapisywane są do pliku MOV. Jakość nagrań do ISO 1600 jest naprawdę dobra. Filmy pozbawione są artefaktów, nie widać wyraźnej kompresji. Do tego charakteryzują się bardzo wysokim oddaniem szczegółów oraz dobrym oddaniem barw. Na plus należy policzyć również bardzo płynną zmianę ekspozycji, której aparat dokonuje zmieniając ISO, przez co nie ma problemów z przeskokami ekspozycji podczas szybkiej zmiany warunków oświetleniowych.
Dźwięk rejestruje stereofoniczny mikrofon, który w zupełności wystarczy do w zastosowaniach amatorskich. Do ambitniejszych nagrań warto zainwestować w zewnętrzny mikrofon. Minusem będzie utrudniona zmiana parametrów, jak również autofokus - lepiej zdecydować się na ręczne ostrzenie.
Szumy
Nikon D5500 wyposażony jest w matrycę CMOS APS-C o rozdzielczości 24 megapikseli, która współpracuje z procesorem Expeed 4. Matryca pozbawiona jest filtra dolnoprzepustowego, co ma zapewnić lepsze oddanie detali na zdjęciach. Sensor pracuje w zakresie ISO 100-25600. Jakość zdjęć jest minimalnie lepsza niż w poprzednikach. Do ISO 800 szum nie występuje, natomiast wartości ISO 1600 i 3200 są w pełni używalne, nawet myśląc o powiększeniach. ISO 6400 jest w mojej ocenie ostatnią używalną wartością, bo kolejne czułości bardzo mocno degradują jakość obrazu, z powodu pojawiania się plam kolorystycznych. Plusem jest możliwość wyciągania szczegółów z cieni i świateł bez znaczących strat jakości.
Oddanie szczegółów
Nie mam zastrzeżeń do szczegółowości zdjęć. Usunięcie filtra dolnoprzepustowego pozytywnie przełożyło się na ostrość. Szczegółowe obiekty z powodzeniem możemy fotografować do wartości ISO 3200. ISO 6400 również możemy użyć, natomiast będzie się to wiązało z dość znacznym spadkiem ostrości. Dwie ostatnie wartości mocno degradują szczegóły więc nie zalecam ich użycia.
Zdjęcia przykładowe
Wszystkie zdjęcia zostały wykonane w trybie JPG z wyłączonym odszumianiem. Obecnie aplikacje Adobe nie wspierają plików RAW z Nikona D5500. Użyte obiektywy: 18-55 mm f3.5-5.6 VR II i 55-200 mm f/4-5.6 VR II, 12-24 mm f4, 300 mm f4. Więcej zdjęć znajdziecie na naszym profilu w serwisie Flickr.
ISO 100 - 800
ISO 900 - 25600
Podsumowanie
Co nam się podoba
Podoba mi się przede wszystkim nowoczesne wzornictwo lustrzanek Nikon, dzięki któremu aparat nie tylko wygląda świeżo i dynamicznie, ale też jest mniejszy i świetnie leży w dłoni. Na uwagę zasługuje bardzo dobra jakość obrazu, sprawny i celny autofokus oraz wydajna bateria. Na plus należy policzyć nowy, dotykowy wyświetlacz, który mimo obaw naszych czytelników, sprawdził się naprawdę dobrze i nie jest obarczony wadą wieku niemowlęcego.
Co nam się nie podoba
To, co bardzo denerwowało podczas wyjazdu, to sterowanie czułością ISO - jest nielogiczne i może wprowadzać w błąd. Podobnie wygląda sprawa zmiany przysłony w trybie podglądu na żywo. Minusem jest również schowanie funkcji Wi-Fi głęboko w menu, a także działanie układu AF w trybie Live View.
Podsumowanie
Nie ulega wątpliwości, że Nikon D5500 to dobry aparat, który, jak każdy inny - obarczony jest wadami. Myślę, że każdy amator będzie z niego zadowolony, bo ciężko w nim znaleźć wady, które drastycznie wpływałyby na ocenę tego aparatu. Nikon jednak powinien przemyśleć działanie kilku funkcji, o których pisałem w teście.
Zastanawiam się jednak, czy w stosunku do modelu D5200, który miał premierę 2,5 roku temu, zmiany nie są zbyt kosmetyczne. Nikon D5200, w stosunku do poprzednika, był dużym skokiem, D5300 dodał nowe funkcjonalności, natomiast D5500 jest dość zachowawczym produktem. Chociaż to bardzo dobry aparat, to jednak od kolejnego modelu moglibyśmy wymagać większych zmian.
Nikon D5500 wraz z obiektywem 18-55 mm f/3.5-5.6 VR II kosztuje około 3000 zł, czyli około 800 zł więcej, niż jego poprzednik. To adekwatna kwota do tego typu sprzętu, natomiast w związku z tym, że jest to nowość na rynku, lepiej chwilę poczekać, ponieważ jego cena w niedługim czasie powinna spaść.