Z lampą w plener - wszystko, co musisz wiedzieć na początku [poradnik]
Wakacje właśnie ruszyły, a to najlepszy moment, żeby spróbować swoich sił z lampą błyskową w plenerze. Jak się do tego zabrać i jakie pułapki na nas czyhają? Tego wszystkiego dowiecie się z dzisiejszego artykułu.
08.07.2016 | aktual.: 16.08.2016 10:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Artykuł jest początkiem serii, którą realizujemy z firmą Quadralite. Szeroko opiszemy w niej zagadnienia związane z użyciem lamp w plenerze. Dzięki radom, tego typu fotografia nie będzie już miała przed Wami tajemnic, a światło błyskowe doda innego klimatu Waszym zdjęciom.
W pierwszej części zaczniemy od teorii, która jak się okazuje wcale taka prosta nie jest, ale jej poznanie jest absolutnie konieczne.
Lampa w plenerze - a na co to komu?
Sam sporo fotografuję i jeszcze kiedyś uważałem, że lampa błyskowa używana w plenerze to zwykła fanaberia. Potem zobaczyłem pierwsze zdjęcia z jej wykorzystaniem i moje myślenie obróciło się o 180 stopni. Dodatkowe źródło światła pozwala nam pracować w cięższych warunkach oświetleniowych, ale przede wszystkim tworzyć zupełnie inny klimat zdjęć. Podczas moich sesji plecak z lampami zawsze czeka w bagażniku i bardzo często po niego sięgam.
Tu jednak mam bardzo ważną radę - po lampy sięgajcie dopiero po tym, jak opanujecie wszystko inne - kadrowanie, pracę z modelką, jak również resztę swojego sprzętu. Nieraz spotkałem się z fotografami, którzy już na początku swojej fotograficznej drogi dokładali lampę do swojego zestawu, a praca podczas sesji przypominała Don Kichota i walkę z wiatrakami. Jeśli jednak trójkąt ekspozycji i praca z blendą jest czymś, co nie sprawia absolutnie żadnego problemu, kolejnym poziomem będzie właśnie odpalenie lamp w plenerze.
Z trójkąta ekspozycji robimy kwadrat
Jak dobrze wiecie, za ekspozycję odpowiadają trzy elementy - czas naświetlania, przysłona i czułość ISO. Pracując z lampą musimy do tego dołożyć energię błysku, którą dla uproszczenia będę nazywał mocą lampy. Musimy dołożyć do tego również czas X-sync, czyli najkrótszy czas, z którymi nasz aparat synchronizuje się z lampami błyskowymi.
Czas X-sync (synchronizacji) - czym jest?
Czas naświetlania, określany w naszym aparacie jako X-sync, to najkrótszy czas, w którym lamelki migawki szczelinowej odsłaniają matrycę naszego aparatu w całości. Proces przebiegu szczeliny migawki dobrze pokazuje film nakręcony przez ekipę The Slow Mo Guys. Dobrze tu widać, że przy czasach krótszych od X-sync, nad matrycą przechodzi jedynie szczelina, a matryca nigdy nie jest odsłonięta w całości. Czym to skutkuje, jeśli zechcemy użyć lampy? Jeśli wybierzemy czas krótszy, niż X-sync (np. 1/1000 sekundy), zdjęcie będzie jedynie w części naświetlone przez lampę, co będzie skutkowało efektem czarnego pasa. W związku z tym, że różne modele aparatów mają różny czas synchronizacji, trzeba zerknąć do specyfikacji aparatu. Zazwyczaj ten czas oscyluje między 1/180 a 1/320 sekundy.
Inside a Camera at 10,000fps - The Slow Mo Guys
Tak więc, gdy chcemy używać lampy w plenerze pamiętajmy, że czyha na nas pułapka w postaci wspomnianego czasu. Jeśli chcemy, żeby błysk był widoczny, musimy korzystać ze stosunkowo długich czasów, mówiąc o pracy w jasny dzień. To pociąga za sobą konieczność domykania przysłony, a co za tym idzie - zwiększania głębi ostrości. Zagadnieniu głębi ostrości przyjrzę się w dalszej części artykułu.
HSS (High-Speed Sync)- synchronizacja błysku z krótkimi czasami naświetlania
Najnowocześniejsze lampy błyskowe pozwalają nam jednak przeskoczyć barierę X-sync i skorzystać z dowolnego czasu ekspozycji. Jest to możliwe dzięki tzw. systemowi High-Speed Sync (HSS), który do niedawna był wykorzystywany jedynie w małych lampach reporterskich. Teraz jest już obecny także w znacznie mocniejszych i bardziej wszechstronnych lampach klasy studyjnej. Dzięki HSS mamy możliwość korzystania z pełnego spektrum czasów naświetlania do 1/8000 sekundy włącznie. Jak to działa? Jak wiecie z poprzedniego punktu, gdy przekraczamy czas X-sync, nad matrycą „przelatuje” szczelina. HSS powoduje, że lampa – zamiast błyskać jeden raz - generuje serię ultrakrótkich błysków przez cały czas przechodzenia szczeliny migawki nad matrycą. W konsekwencji całe zdjęcie jest równomiernie naświetlone niezależnie od wykorzystanego czasu naświetlania. Przy pomocy tego systemu, bez względu na warunki w jakich przyszło nam fotografować, możemy dobierać czas ekspozycji w sposób niemal całkowicie dowolny i swobodnie kontrolować głębię ostrości.
Tu bardzo ważne jest zadbanie o cały zestaw obsługujący ten tryb. Aby wszystko zadziałało niezbędne będą: aparat obsługujący HSS, wyzwalacze przenoszące HSS i lampa działająca w tym trybie. Tu prym wiodą Canon i Nikon, a powoli dogania ich Sony. Co ważne, w aparatach Nikona, tryb HSS (FP) dostępny jest od serii 7*.
TTL - automatyczny pomiar energii błysku
Jak widzicie, w dzisiejszym poradniku mamy całe mnóstwo skrótów. TTL (Trough The Lens) to również system znany głównie z lamp reporterskich, który jakiś czas temu zaczął pojawiać się w większych lampach. Funkcja póki co działa z aparatami Canon i Nikon, ale wkrótce pojawią się rozwiązania dla urządzeń firmy Sony czy systemu Mikro Cztery Trzecie. Tu, podobnie jak w przypadku HSS, potrzebujemy wyzwalacza i lampy, które działają w trybie TTL. Na czym jednak polega jego działanie? Jeśli mieliście do czynienia z jakąkolwiek lampą pracującą w TTLu, pewnie zwróciliście uwagę, że lampa błyska dwukrotnie. Pierwszy błysk to tzw. przedbłysk pomiarowy, który zawsze ma jednakową moc. Następnie światłomierz aparatu mierzy oświetlenie sceny wspomnianym przedbłyskiem i na tej podstawie wysyła sygnał do lampy, aby wygenerowała główny błysk o prawidłowej mocy. Mimo że opis całego procesu brzmi, jakby wszystko trwało co najmniej kilka minut, w rzeczywistości trwa ułamek sekundy, a wiele osób nie jest w ogóle w stanie zarejestrować, że lampa błyska dwukrotnie.
Przy wykorzystaniu trybu TTL lampa sama dobiera moc błysku. Jeszcze do niedawna lampy studyjne nie miały trybu TTL. Wiązało się to z koniecznością ręcznej zmiany parametrów. Moc lampy mogliśmy dobierać na oko - robiąc serię zdjęć i dostosowywać ją do zadanych parametrów. Tu przydatny okazuje się histogram, który pokazuje rozkład tonów na zdjęciu.
W czasach analogowych z kolei niezbędny był światłomierz, który pokazuje parametry ekspozycji, jakie powinniśmy wybrać przy danej mocy błysku. Następnie regulując moc potencjometrem, po serii błysków, dochodziliśmy do parametrów, z których chcieliśmy skorzystać. Dziś, kiedy TTL zawitał do większych lamp, praca stała się znacznie łatwiejsza.
Ponadto dedykowane wyzwalacze radiowe pozwalają na zdalne sterowanie lampą. Za sprawą szeregu nowych opcji praca z lampami stała się zdecydowanie wygodniejsza. TTL doceniam przede wszystkim w plenerze, bo każdorazowe podchodzenie do lampy było dość uciążliwe. Teraz wszystkim steruję z poziomu aparatu i wyzwalacza.
Lampa manualna, bez TTL/HSS
Załóżmy, że macie prosty zestaw - aparat, wyzwalacze i manualną lampę. W tym momencie musicie pamiętać, że ogranicza Was czas X-sync. W takim przypadku zawsze zaczynam od zmierzenia światła zastanego do czasu X-sync. Jak to robię? Najpierw wybieram najniższe możliwe ISO, następnie przechodzę w tryb M, gdzie ustawiam czas na X-sync (np. 1/250 s). Przysłonę dobieram tak, aby drabinka ekspozycji wskazywała 0 EV. To właśnie ekspozycja światła zastanego do czasu X-sync.
Następnie podejmuję decyzję czy chcę, aby tło było poprawnie naświetlone, czy lekko niedoświetlone, aby mocniej odciąć modelkę od tła. Często wybieram drugą opcję decydując się na niedoświetlenie tła o ok. 0,7-1 EV, choć wszystko zależy od efektu, który chcę uzyskać. Aby efekt był bardziej widoczny, na przykładzie poniżej, zdecydowałem się na przygaszenie ekspozycji światła zastanego o -1,7 EV.
Dopiero kolejnym krokiem jest włączenie lampy i dobranie jej mocy tak, aby modelka była poprawnie naświetlona. Zazwyczaj po 2-3 zdjęciach wszystko wygląda tak, jak chcę. Taki algorytm sprawdza się niemal zawsze, a przejście przez kolejne kroki sprawia, że ustawienie całej ekspozycji będzie trwało nie dłużej niż dwie minuty. Tu oczywiście pojawi się problem z głębią ostrości, bo może się okazać, że przy czasie X-sync przysłona będzie musiała być domknięta do wartości f/11, co przy portrecie zupełnie zniweluje przyjemne dla oka rozmycie. O tym jednak później.
Lampa z TTL i HSS
Tu sprawa jest znacznie prostsza, bo właściwie wracamy tu do trójkąta ekspozycji, a lampa zrobi resztę. Do tego nie jesteśmy ograniczeni czasem synchronizacji. W tym przypadku również fotografuję w trybie manualnym. Zaczynam od wyboru najniższego ISO, a następnie przysłony, którą reguluję głębię ostrości. Dobierając czas reguluję ekspozycję całego zdjęcia. Następnie włączam lampę i pozwalam działać automatyce, która odpowiednio dobierze parametry błysku tak, aby modelka była poprawnie naświetlona. To zdecydowanie wygodniejsze rozwiązanie, a dzięki możliwości wykorzystania trybu HSS reguluję głębię ostrości w pełnym zakresie nie przejmując się czasem synchronizacji.
Głębia ostrości - jak ją regulować nie mając HSS?
Domyślam się, że jeśli fotografujecie osoby, nie chcecie domykać przysłony do wartości f/11 czy f/14. W słoneczny dzień nie mając HSS mamy tylko jedno wyjście - skorzystać z filtra szarego. Przysłona działa jak ogranicznik, ale prócz regulacji ilości światła odpowiada także za głębię ostrości. Mając ograniczenie w postaci czasu X-sync musimy ją domknąć, czym powodujemy, że głębia ostrości jest większa. Filtr szary może być stosowany jako substytut przysłony, przy czym jego rola będzie ograniczała się jedynie do zmniejszenia ilości światła wpadającego na matrycę, ale bez zmiany głębi ostrości. Jeśli chcemy użyć f/2.0, a światła zastanego jest tak dużo, że światłomierz sugeruje dobranie f/11, powinniśmy użyć filtra ND 32 (obcina 5 EV). Poniżej zamieściłem również tabelę z gęstością filtrów. Przydatny może okazać się także filtr typu fader, czyli filtr szary o zmiennej gęstości pracujący od ND2 do ND400. Jego konstrukcja opiera się o dwa filtry polaryzacyjne, które polaryzując światło między sobą, powodują zaciemnianie obrazu.
Podczas fotografowania aparatami marki Sony czy Olympus z powodzeniem korzystam z tego rozwiązania, choć niesie ono za sobą kilka niedogodności. Z trójkąta ekspozycji robi nam się pięciokąt, bo musimy regulować czas naświetlania, przysłonę, czułość, moc lampy i gęstość filtra. Poza tym, jeśli korzystamy z dużej gęstości (dużego zaciemnienia), obraz w wizjerze staje się ciemniejszy, a autofokus działa wolniej.
Niemniej jednak to jedyne rozwiązanie, aby uzyskać małą głębię ostrości przy wykorzystaniu rozwiązań nieobsługujących HSS. Tu ważne jest również dobranie odpowiedniego filtra - najtańsze, chińskie rozwiązania mogą znacząco obniżać jakość zdjęć, a także nasilać flary i odblaski. Dobrze jest zainwestować w markowe filtry, np. Hoya, Cokin czy innych renomowanych producentów.
Na koniec
Dzisiejszy artykuł był tylko teoretycznym wstępem do całej serii artykułów, w których przyjrzę się różnym typom lamp, jak również pokażę Wam ich wykorzystanie w praktyce. Pamiętajcie, że poznanie tej teorii jest niesamowicie ważne, bo gdy musimy kontrolować naprawdę wiele parametrów, łatwo zapomnieć o tym, co najważniejsze, czyli o pracy z modelką i odpowiednich kadrach. Do zobaczenia!