Canon kontra Nikon. Kto zawładnie rynkiem bezlusterkowców?
30.11.2020 10:27, aktual.: 26.07.2022 14:38
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na rynku bezlusterkowców takie firmy, jak Sony, Fujifilm, Olympus czy Panasonic zaznaczyły swoją obecność bardzo mocno. Gdy do gry wszedł Nikon i Canon, zaczęła się nowa wojna w branży. Kto wysunie się na prowadzenie?
Od połowy 2018 roku zaczęliśmy obserwować wojnę na rynku bezlusterkowców. To właśnie wtedy pojawiły się nowe interesujące aparaty – Nikon Z6, Nikon Z7 oraz Canon EOS R. Nowi gracze weszli na rynek. Niedługo później dołączył do nich Panasonic z modelami S1 oraz S1R, chociaż ta firma miała już spore doświadczenie w segmencie Mikro Cztery Trzecie. Skoncentrujmy się jednak na dwóch pierwszych, bo to o nich w branży mówi się głośno. Sony, Fujifilm i Olympus są bezpieczni.
Prawda jest taka, że od momentu, gdy Sony pokazało swoją rewolucyjna linię pełnoklatkowych bezlusterkowców A7 w kilku wersjach, użytkownicy zaczęli zadawać sobie pytania o to, co będzie z Nikonem i Canonem – gigantami w segmencie lustrzanek. Na ich odzew trzeba było trochę poczekać.
Nikon – małą łyżeczką, a ciągle
Gdy Nikon wszedł na rynek pełnoklatkowych bezlusterkowców z korpusami Nikon Z6 oraz Nikon Z7, zaczęło robić się ciekawie. Pierwszy z nich był kierowany do codziennych użytkowników i miłośników wideo, drugi zaś do tych, którzy potrzebują wysokiej rozdzielczości zdjęć. Oba mają nowy bagnet Z o dużej średnicy, który umożliwia tworzenie obiektywów o sporym otworze względnym. Poza tym przez ostatnie 2 lata korpusy zyskały świetne aktualizacje oprogramowania wprowadzające nowe funkcje, jak wykrywanie oka.
Oczywiście nie obeszło się bez narzekania. Korpusy Nikon Z6 oraz Z7 zapisują zdjęcia na pojedynczych kartach XQD, na które użytkownicy nie byli przygotowani. Te karty są mniej awaryjne, ale drogie. Poza tym, standardem w wysokich modelach aparatów są 2 sloty.
Nikon nie zapomniał o tworzeniu nowych obiektywów, ale nie powstało ich jeszcze aż tak dużo. Poza tym, ich ceny szarpią po kieszeni. Doskonałym ruchem było wypuszczenie adaptera FTZ, który umożliwia posiadaczom obiektywów lustrzankowych podłączenie ich pod bezlusterkowce.
Działania Nikona wówczas były odważne, lecz bezpieczne. Ich nowe aparaty trafiły do wielu użytkowników, którzy chwalili je za osiągnięcia oraz ergonomię. Można śmiało powiedzieć, że ten eksperyment się opłacił, a uwagi konsumentów zostały uwzględnione przy projektowaniu Nikona Z6 II oraz Nikona Z7 II, które m.in. mają 2 procesory przetwarzania obrazu oraz 2 sloty kart pamięci: XQD oraz SH UHS-II.
Pojawiły się również korpusy dla innego rodzaju użytkowników. Początkujący będą mogli sięgnąć po Nikona Z5, natomiast miłośnicy matryc APS-C po Nikona Z50. Jak ich nazwy sugerują – oba mają wspólny bagnet Z. Zupełnie podobnie jak w przypadku aparatów Sony, prawda?
Canon – raz, a dobrze
Strategia Canona była inna. Nie stawiali oni na bezpieczne rozwiązanie i sprawdzone metody zawładnięcia rynkiem. Weszli w temat va bankque. Firma wiedziała, że chcąc zwrócić na siebie uwagę, będzie musiała zaprezentować coś rewolucyjnego, coś, obok czego nikt nie przejdzie obojętnie. I tak pojawił się Canon EOS R z bagnetem RF i ciekawymi obiektywami. W dniu premiery były to 2 szkła, które zapadły wszystkim w pamięć: Canon RF 24-70 mm f/2L USM oraz Canon RF 50 mm f/1.2L USM. Nie zabrakło też adaptera umożliwiającego podłączenie obiektywów lustrzankowych.
Wówczas wielu obserwatorów rynku fotograficznego miało wrażenie, że Canon nie był przygotowany na uczestnictwo w zawodach bezlusterkowców. Krytyka pod adresem Canona EOS R dotyczyła pojedynczego slotu kart pamięci SD, braku dżojstika, dziwnej obsługi dotykowej, sporego przycięcia obrazu podczas kręcenia w 4K (x1,7), niskiej prędkości zdjęć seryjnych, panelu dotykowego pod kciukiem, a nawet wzornictwa (korpus był grafitowy, nie czarny). Był jednak plus tego wszystkiego. W przeciwieństwie do Nikona, Canon nie spotkał się z opiniami, że ich sprzęt szwankuje. Firma pozornie wydała gorszy sprzęt, ale pewniejszy, czym zyskała sobie w oczach konsumentów.
Bardzo szybko po premierze Canona EOS R pojawił się Canon EOS RP, czyli budżetowa wersja pełnoklatkowego bezlusterkowca kierowana do początkujących użytkowników. Ten aparat wzbudził zainteresowanie wielu fotografów, głównie przez swoją cenę, która w dniu premiery wynosiła 6600 złotych wraz z adapterem do obiektywów DSLR.
Canon zainwestował w rynek bezlusterkowców i poinformował, że wstrzymuje się z pracami nad nowymi obiektywami lustrzankowymi na rzecz bagnetu RF. Zaczęło robić się coraz ciekawiej. Do końca 2021 roku Canon planuje pokazać 14 nowych szkieł do bezlusterkowców, co zapewni im bardzo rozbudowaną ofertę w nowym systemie. Mają się w nim pojawić nie tylko high-endowe konstrukcje, ale również tańsze. To działanie ma zachęcić nowych użytkowników do wybrania bezlusterkowców zamiast lustrzanek.
Szczęścia dopełniają nowe korpusy: Canon EOS R5 oraz Canon EOS R6, będące odpowiednikami lustrznakowych linii 5D oraz 6D. Nie obeszło się bez kontrowersji związanych z przegrzewaniem się R5 podczas filmowania w 8K, ale fotograficznie to dobry aparat. To, czego, póki co brakuje Canonowi, to bezlusterkowce z matrycą APS-C zgodne z bagnetem RF. W tym segmencie wciąż królują korpusy serii EOS M z innym mocowaniem. Jednak to właśnie one dobrze sprzedają się na azjatyckim rynku, który stanowi sporą część udziałów firmy. Bez sensu byłoby unicestwiać tę linię.
Kto zostanie królem?
W tym pojedynku zapowiada się ostra batalia. Mamy do czynienia ze stoickim podejściem Nikona, borykającego się z problemami finansowymi i inwestującego w sprawdzone rozwiązania oraz niejako punkowym Canonem, który stawia na jedną kartę i konsekwentnie trzyma się rozwoju.
W dobie, gdzie fotografowie używający pełnoklatkowych korpusów bezlusterkowych cenią sobie Sony, Nikonowi trudno będzie objąć pozycję lidera. Powód jest prosty – ta firma uderza w rozwiązania, które już widzieliśmy. Co prawda dodaje coś od siebie, ale brakuje tu innowacji. Canon natomiast nie boi się kolejnych wyzwań i z podniesionym czołem idzie dalej.
Według mnie to właśnie Canon może zagrozić Sony w najbliższych latach. Nikon zostanie sprawdzonym rozwiązaniem dla dotychczasowych użytkowników, aczkolwiek nie znajduję powodu, dla którego miałby przyciągnąć nowe rzesze fanów. Fujifilm ma swoich wyznawców, a Panasonic sprawdzonych użytkowników segmentu Mikro Cztery Trzecie – podobnie jak Olympus, który nie wyłamuję się z systemu.